Afryka Północna – turystyczny raj utracony
Część 2 – Tunezja
Jeszcze do niedawna Tunezja – podobnie jak Egipt – królowała na liście wakacyjnych marzeń Polaków. Atrakcyjna cenowo, dla przeciętnego turysty wystarczająco egzotyczna, pełna słońca i piaszczystych plaż. Coś się jednak w ostatnich latach zmieniło. Zwiększona promocja Tunezji w Polsce (dotąd lokalnej branży turystycznej wiodło się wystarczająco dobrze bez dodatkowych nakładów), rosnąca liczba niewyprzedanych wycieczek, które na stronach touroperatorów pojawiają się jako oferowane po kosztach oferty last minute, całe stosy przewodników po Tunezji zalegające w dyskontach z tanią książką… Czy to jedynie symptomy chwilowego zachwiania czy może znamiona prawdziwego turystycznego kryzysu?
Turystyczna perełka
Tunezja ma wiele do zaoferowania – przepiękne mediny, święte miejsca islamu (jak chociażby meczet w Kairuanie), dziedzictwo historii i kultury (np. amfiteatr w El-Dżem czy ruiny Kartaginy), zachwycające filmowe plenery (Matmata grająca pustynną Tatooine w sadze „Gwiezdnych Wojen”), a także wspaniała natura – od piaszczystych wydm Sahary po zielone zbocza Atlasu. Kraj nieduży – mniej więcej połowa powierzchni Polski – a oferuje tak bogaty wachlarz doznań, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ponadto mekka dla wszystkich plażowiczów i spragnionych wypoczynku turystów – Monastyr, Susa czy Hammamet, a także wyspa Dżerba to zaplecze gigantycznych hoteli typu all-incusive wypełnionych po brzegi przedstawicielami niemal wszystkich nacji europejskich. Przynajmniej do niedawna.
Stabilna dyktatura
Od 1987 Tunezja znajdowała się pod rządami silnej ręki. Takie były „trendy” w całym regionie. Husni Mubarak w Egipcie, Mu’ammar Kaddafi w Libii, Saddam Husajn w Iraku, Hafiz al-Asad w Syrii… no i w końcu Zajn al-Abidin Ben Ali – dyktator rządzący omawianym krajem przez 23 lata. Rządy Ben Alego cechowały się stosunkową stabilnością – wtedy właśnie nastąpił znaczący wzrost znaczenia turystyki w tunezyjskim PKB. Mimo to, wielu obywateli zarabiało znacznie poniżej średniej krajowej – uwidocznił się podział kraju na Tunezję A (żyjące z turystyki wybrzeże) i Tunezję B (resztę kraju). Nierówności społeczne oraz rosnące niezadowolenie obywateli rządami wieloletniego przywódcy, liczne skandale, rosnąca korupcja, nepotyzm oraz stale zwiększające się bezrobocie doprowadziły Tunezyjczyków do organizowania protestów, które w 2011 roku przybrały formę niezwykle desperackich działań.
Kulminacyjnym punktem okazało się samospalenie 26-letniego handlarza Mohammeda Bouaziziego. Wydarzenie to stało się symbolicznym początkiem fali protestów w całym świecie arabskim, znanej jako Arabska Wiosna. W 2010 roku, czyli jeszcze przed wybuchem rewolucji, liczba odwiedzających Tunezję wynosiła około 7 milionów osób rocznie. W 2011 spadła poniżej 5 milionów. Ukazuje to obawy turystów wobec postępującej destabilizacji kraju. Został obalony wieloletni dyktator – wprawdzie za jego rządów Tunezyjczycy nie cieszyli się nadmiarem obywatelskich wolności, jednak nie było to powodem zmartwień turystów. Jak powszechnie wiadomo, rządzone autorytarnie państwa („państwa policyjne”), mimo całego szeregu ograniczeń i łamanych praw, zapewniają przynajmniej specyficzną stabilność oraz bezpieczeństwo. Tego właśnie oczekiwali turyści, a tego w czasie Arabskiej Wiosny zabrakło.
Droga ku demokracji
Wydaje się jednak, że pomimo licznych obaw i niepokojących relacji płynących z serwisów informacyjnych na całym świecie, Arabska Wiosna wcale nie doprowadziła do upadku Tunezji. Kraj ten przetrwał traumatyczne wydarzenia, liczne protesty i po krótkiej destabilizacji podniósł się z kolan. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jako jedyny ze świata arabskiego wyszedł z zawieruchy z podniesioną głową. W Tunezji, zaraz po obaleniu Ben Alego, doszło do demokratycznych wyborów. Przywrócono wolności obywatelskie, nastąpił wzrost gospodarczy. Ponadto uchwalono nową konstytucję, na podstawie której szariat przestał być głównym źródłem prawa państwowego. To dość rewolucyjne posunięcie – zważywszy, iż Tunezja znajduje się w tradycyjnym kręgu konserwatywnej malikickiej szkoły interpretacji prawa islamskiego. Jednak to właśnie w Tunezji kobiety cieszą się swobodami, o jakich tylko mogą pomarzyć ich koleżanki z sąsiedzkiej Algierii i Libii. Posunięto się nawet do zakazu noszenia niqabu (zasłony na twarz) w miejscach publicznych, coraz częściej spotykano młode dziewczyny z rozpuszczonymi włosami rozwiewanymi podmuchem wiatru przemian, a turyści ponownie zapełnili plaże nad Morzem Śródziemnym. W 2013 roku przybyło ich ponad 6 milionów.
Plaża we krwi
Niestety Tunezja uznawana za najbezpieczniejszy i najbardziej postępowy kraj Bliskiego Wschodu okazała się solą w oku ekstremistów, pragnących przywrócenia religijnego – opierającego się na szariacie – kalifatu. W konsekwencji kraj ten okazał się jedną z największych wylęgarni przyszłych bojowników tzw. Państwa Islamskiego (ISIS). Nawet kilka tysięcy Tunezyjczyków (wielu z nich uległo radykalizacji na emigracji – np. we Francji i w Belgii) mogło zasilać szeregi ISIS w okresie największej ekspansji samozwańczego kalifatu. I stało się to, czego wielu się obawiało. W 2015 roku media na całym świecie zelektryzowała tragiczna wiadomość o ataku terrorystycznym. Zaatakowano wtedy – cieszące się popularnością wśród wycieczek odwiedzających Tunis – stołeczne muzeum Bardo. Pierwotnie atak skierowany był na gmach tunezyjskiego parlamentu. Ostatecznie wyparci z obiektu rządowego napastnicy, wymierzyli ofensywę w turystów, przetrzymując zakładników w muzealnych murach. Zginęły 24 osoby, ponad 50 zostało rannych.
Na tym islamistyczni ekstremiści nie poprzestali. W tym samym roku doszło bowiem do jeszcze straszliwszego aktu agresji. Napastnik wtargnął na plażę jednego z hoteli w Susie z bronią palną ukrytą w parasolu plażowym. W pewnym momencie otworzył ogień do bezbronnych turystów, opalających się na pobliskich leżakach. Zginęło 39 osób. Na pierwszych stronach światowych gazet zagościły zakrwawione ręczniki i piasek obmywane lazurową wodą Morza Śródziemnego.
Przyszłość tunezyjskiej turystyki
Wspomniane wydarzenia wprawiły w szok mieszkańców całej Europy. „Przecież to mogłem być ja”, „Dwa tygodnie temu leżałam tam pod palmą z koleżanką”, „Właśnie pakowaliśmy walizki na wyjazd” – takie myśli kłębiły się w głowach wszystkich wyjeżdżających na wakacyjne wojaże Europejczyków. Kroki ze strony wielu państw okazały się stanowcze – rząd Wielkiej Brytanii zakazał przez pewien czas organizowania wyjazdów do Tunezji. Skutki minionych wydarzeń odczuliśmy również w Polsce. Liczba ofert wyjazdowych do tego kraju znacznie zmalała. Z ich organizacji w ostatnich latach zrezygnowała Itaka – największe biuro podróży w Polsce. Liczba turystów spadła o prawie milion. Obecnie w ofercie największych touroperatorów nie brakuje wyjazdów do Tunezji. Po 2015 akty terroryzmu się nie powtórzyły. ISIS w Syrii i Iraku ponosi klęskę. Liczba turystów ponownie wzrasta. Jednak na wizerunku Tunezji pozostała blizna. Blizna, o której bardzo dobrze pamiętają turyści. Nikt nie pojedzie do Tunezji tak ochoczo, jak w latach stabilnych rządów Ben Alego czy w okresie demokratycznego uniesienia zaraz po obaleniu dyktatora. Szczególny niepokój zauważalny jest na polskim rynku turystycznym – Polacy wolą wybrać się do bezpiecznego Maroka, Turcji albo na plaże wysp greckich. Czy Tunezja wróci do łask naszych rodaków? Czas pokaże…
Dodaj komentarz