Awanse generalskie
Po długim zamieszaniu związanym z przekładanymi nominacjami generalskimi jest wreszcie informacja optymistyczna. Będą awanse a na dodatek nie wzbudzają emocji ani tych, którzy są bliżej, ani tych co dalej od wojska. To dobrze, bo negatywne emocje jakie towarzyszyły tym nominacjom przez wiele miesięcy nie służyły ani generałom, ani siłom zbrojnym ani Rzeczpospolitej. Tym bardziej, że jest to czas trudny dla bezpieczeństwa Europy. Coraz częściej zachodni eksperci, szczególnie amerykańscy i brytyjscy, mówią o możliwym konflikcie zbrojnym właśnie w Europie. Mówią o tym znani generałowie, politycy. Coś wiedzą czy to tylko retoryka w ramach dialogu pozamilitarnego między Wschodem a Zachodem? W Polsce, aby nie straszyć społeczeństwa, nikt nie mówi wprost o takiej możliwości. A gdyby jednak? Gdyby jednak doszło do regionalnego konfliktu między Rosją a NATO, to warto się zastanowić jak duże jest prawdopodobieństwo, że mógłby on rozgrywać się m.in. na terenie Polski.
W kwestiach obronności, jako żywo, naśladujemy retorykę dobrze nam znaną z okresu przed II wojną światową. Jesteśmy zwarci i gotowi i nie oddamy nawet guzika! Jeszcze trochę a Polacy, faszerowani hasłami zapewniającymi o naszej potędze, są skłonni uwierzyć, że nikt i nic nie jest w stanie nam zagrozić. Dwa lata temu ministerstwo obrony zaczęło, jak u Hitchcocka – trzęsieniem ziemi zwalniając setki oficerów z najwyższych stanowisk. a potem było już tylko mocniej i ostrzej. Ta słynna „czystka kadrowa”, szczególnie na stanowiskach dowódczych i wyraźne załamanie modernizacji niczego dobrego armii nie przyniosły a w połączeniu z wieloma innymi prowadzonymi w MON rewolucjami nie powodowały postępu w zdolnościach obronnych państwa. A one są najważniejsze.
Wsłuchując się w ostrzegawcze głosy zachodnich(ale też i naszych) ekspertów nie możemy lekceważyć problemu obronności państwa. Mamy XXI wiek i trzeba głośno i wyraźnie powiedzieć, że nie tyle liczba żołnierzy stanowi o potencjale obronnym co posiadane zdolności. Zdolności całego kraju, w tym oczywiście armii. A zdolności armii to nie tylko ilość dobrze uzbrojonych, wyposażonych i wyszkolonych żołnierzy. Jedną z wielu zdolności każdego wojska jest zdolność do dowodzenia. I od tej zdolności i dawniej, i obecnie w dużym stopniu zależą losy konfliktów zbrojnych. Na zdolności do dowodzenia armii największy wpływ ma przygotowanie dowódców i sztabów, które ich wspomagają. System dowodzenia to bardzo skomplikowany organizm, ze stanowiskami dowodzenia, nowoczesnymi sieciami teleinformatycznymi i telekomunikacyjnymi, rozbudowanym zabezpieczeniem operacyjnym i logistycznym, podsystemem informacyjnym i to, co w nim najważniejsze, z organami dowodzenia. Aby można było mówić, że armia ma odpowiedni system dowodzenia, który zapewnia posiadanie na wysokim poziomie zdolności dowodzenia, to każdy z tych elementów jest istotny a brak lub niewłaściwe działanie nawet jednego z nich może prowadzić do osłabienia lub utracenia zdolności do dowodzenia.
To oczywiste, że w czasach, kiedy w sąsiednim państwie trwa wojna, potencjalny agresor regularnie realizuje działania zastraszające a eksperci z armii sojuszniczych przestrzegają przed konfliktem zbrojnym, trzeba bardzo dbać o stan armii i o wszystkie jej zdolności. Doświadczenia ostatnich dwóch lat, ale nie tylko z tego okresu, jednoznacznie wskazują, że nie dorobiliśmy się w Polsce, pomimo wielu podejmowanych działań, systemowych rozwiązań, które gwarantowałyby wysoki poziom dowodzenia w trudnym czasie dla państwa. Znane powszechnie odejście do cywila kilkudziesięciu generałów i kilkuset pułkowników i podpułkowników to kwestia nie tylko polityczna – pozbywanie się ludzi nie spełniających tzw. oczekiwań nowej władzy. To przede wszystkim kwestia obniżania lub pozbawiania wojska zdolności do dowodzenia. Gdy odchodzi kilkudziesięciu generałów z najwyższych stanowisk w tym samym czasie to dla obronności państwa może to oznaczać gorszy skutek niż pozbycie się kilku pułków wojska. Nie wystarczy kolejnym oficerom dać kolejne gwiazdki na pagony. Zwolennicy galopujących awansów ludzi bez wiedzy i doświadczenia niszczą armię! Ci, którzy jednak myślą, że tak można, niech wsiądą do autobusu kierowanego przez kierowcę, który do tej pory jeździł tylko maluchem a autobus widział codziennie tylko jako jego pasażer.
Jednym z istotnych problemów są awanse generalskie. Tego już bardziej upolitycznić się nie da. Od wielu lat nawołuję, aby wzorem wielu państw stworzyć mechanizm wyłaniania kandydatów na generałów i decydowania o ich awansach przez merytorycznych przełożonych a nie polityków. I najwyższy czas, żeby zakończyć żonglowanie samym awansem generalskim. Jak biskupa wyznaczają na szefa diecezji, to od razu dają mu purpurę. Dlaczego ktoś może dowodzić brygadą, dywizją czy zajmować wysokie stanowisko w Sztabie Generalnym a nie może od razu dostać tzw. „lampasów” lub kolejnej gwiazdki? To jest właśnie upolitycznienie armii, wywieranie presji zmuszającej do spolegliwych postaw wobec decydującej władzy. I dotyczy to wielu lat , nie tylko aktualnie „panującej opcji”. Czas to zmienić. Inna kwestia to stworzenie podstaw prawnych, które nie pozwolą w przyszłości już żadnej opcji na „czyszczenie” armii po zmianie kolejnej formacji u steru państwa. Te ostatnie dwa lata to nie pierwszy raz przecież tak liczne zwolnienie generałów. A i pułkownicy już odchodzili do cywila czwórkami, choć nigdy na taką skalę (i nie tak jak ostatnio „żegnani”). Silna armia wymaga silnego i sprawnego systemu dowodzenia i w interesie państwa jest wprowadzenie takich zmian, by był on w przyszłości stabilny i nie nękany kolejnymi politycznymi akcjami. Gra awansami generalskimi nie powinna mieć miejsca. Dobrze, że wśród awansowanych jest i szef Sztabu Generalnego WP i najważniejsi dowódcy. Cieszy, że dobrze wytypowane kandydatury awansowanych nie wzbudzają negatywnych emocji. Jednak czas najwyższy, aby zmienić samo podejście do awansów generalsko-admiralskich. Czy nie można po prostu uregulować tego prawem i to tak, żeby nie od woli politycznej, ale od konkretnych umiejętności, wiedzy i doświadczenia to zależało?
Dodaj komentarz