Broń… niewielkie urządzenie z prostą, dziewiętnastowieczną automatyką.
Broń jednym szkodzi… a drugim pomaga… Urocze, oczywiste i zarazem niepokojące stwierdzenie.
Broń może pomóc pod jednym warunkiem: rzeczywistego zrozumienia, że broń to tylko i wyłącznie przedmiot – niewielkie urządzenie z prostą, dziewiętnastowieczną automatyką. W broni nie ma nic więcej. Broń nigdy sama nie strzela, nawet raz w roku. Nie powoduje wypadków, nikomu nie grozi i do niczego nie zmusza.
Wszystko, czym jesteśmy skłonni obciążyć broń, powinniśmy odnieść do człowieka.
W pewnym stopniu jednak, broń kusiła i przyciągała różnych frustratów i dewiantów. Czasami staje się niezłym lekarstwem na zaburzenia erekcji u młodych mężczyzn, lub potrafi skompensować skutki ich nienajlepszych stosunków z matką w trudnym okresie dorastania… Tego typu objawy dość łatwo można rozpoznać. I wcale nie trzeba wypatrywać śladów śliny w kącikach ust, podkrążonych oczu, czy zaczerwienionych uszu. Wystarczy uważnie popatrzeć na emocje towarzyszące chęci posiadania.
Ale nie demonizujmy. W każdej populacji, w każdej, nawet bardzo hermetycznej grupie społecznej jest określony odsetek jednostek o dość jasno zdefiniowanych dążeniach. W każdej wsi ktoś, kiedyś wrzucił kota do studni – żeby odreagować, a w wielu miejscach znane są przypadki radosnego podpalania i następnie, równie radosnego, czynnego gaszenia pożarów – po prostu – żeby wyrazić siebie…
Czym spalenie połowy gospodarstw w polskiej wsi różni się od strzelaniny w USA? Tak naprawdę – niczym. I jedno i drugie jest efektem skomplikowanych i chorych procesów zachodzących w mózgu człowieka. W jednym przypadku bronią jest pistolet, w drugim – pudełko zapałek i flaszka benzyny.
Powinniśmy sobie zupełnie jasno uświadomić: uznanie broni za rzecz bardzo niebezpieczną, szkodliwą i ze wszech miar złą, a zaakceptowanie zapałek i benzyny, pomimo ich oczywistych związków z materiałami wybuchowymi, jest wynikiem wyłącznie umowy społecznej. W różnych krajach te umowy społeczne bywają różne. Inaczej umówiono się w Finlandii, inaczej w Holandii, a jeszcze inaczej wygląda to w różnych stanach amerykańskich.
W Polsce umówiono się za nas już kilkadziesiąt lat temu. W dość ponurym okresie, w dość ponury sposób uznano, że broń jest przypisana do określonej grupy obywateli i ma spełniać wyłącznie jasno sprecyzowaną i jedynie słuszną rolę w społeczeństwie. Ma służyć nam wszystkim w rękach naszych wybranych przedstawicieli, którzy z poświęceniem bronić nas będą i chronić od zła wszelkiego…
Skończyło się jak zwykle we wszystkich bolszewickich baśniach – źle.
A broń, jako artykuł szczególnie reglamentowany i otoczony szczególną troską władzy – pozostała.
Broń nigdy nie będzie tak dostępna, jak pudełko zapałek. Powinna być obwarowana precyzyjnymi i nierzadko dość represyjnymi procedurami. Ale nie wolno obarczać broni winą za coś, z czym nie ma niczego wspólnego. Nacisk palca wskazującego na język spustowy jest wynikiem przepływu prądów o bardzo niskim napięciu w głowie człowieka, niczym więcej…
O wiele większą winę za wszelkie nieszczęścia ponoszą samochody, ponieważ, jak wszyscy doskonale wiemy „każdy samochód, raz w roku sam wiezie kompletnie urżniętego kierowcę”… i czasami trafia w drzewo, czasami w grupę cyklistów, a czasami po prostu trafia do domu.
Trudno się dziwić, że dla analityków medialnych, którzy najczęściej broń oglądają tylko na filmach, a sposób jej użycia znają z akcji przeprowadzanych przez Rambo i Bourne’a, istota problemu tkwi w śmiercionośnym narzędziu. Oglądamy filmy, gramy w gry komputerowe, widzimy broń i skutek jej działania, patrzymy na efektowne pościgi samochodowe i piękne katastrofy. Wniosek jest prosty, oczywisty i sam się narzuca – nie damy broni – nie będzie zabójstw, ograniczymy prędkość na drogach – nie będzie wypadków…
Jednak to nie jest takie proste, a problem tkwi zupełnie gdzie indziej. W alejkach parkowych w Toronto obowiązuje ograniczenie prędkości (dla samochodów) do 20 mil. I można przyjąć, że jest to prędkość, jak na warunki parkowe, całkiem bezpieczna. Oczywiście, znacznie skuteczniejszy byłby całkowity zakaz poruszania się samochodem w parku, wśród dzieci i biegaczy… ale my, środkowo-wschodni Europejczycy, nigdy tego nie zrozumiemy. Ileż tragedii można by uniknąć, gdyby wprowadzić w Polsce ograniczenie np. do 70 km na naszych kawałkach autostrad, do 50 na szybkich drogach i do 30 w mieście. Byłby to sposób najprostszy, wystarczy decyzja i przemalowanie znaków, nawet część dziur nie byłaby taka straszna, a te wpływy do budżetu…
Żadne kanadyjskie ograniczenie do 20 mil i polskie do 30 km i żaden zakaz posiadania broni nie jest w stanie zapobiec tego typu tragediom w szkołach, czy na drogach, ponieważ problemy powstają w głowach sprawców, a warunki zewnętrze mają znikomy wpływ na realizację ich pomysłów.
Świadomie używam określenia „pomysł”. Według raportu amerykańskiego Secret Service, który przeanalizował 37 przypadków użycia broni w szkołach, sprawcy bardzo dokładnie i precyzyjnie przygotowują swoje działania. Z listą ofiar i kolejnością strzałów. Nigdy nie jest to wybuch spontanicznej agresji. Secret Service szukał profilu sprawcy. Bezskutecznie. Nie ma możliwości opracowania sensownego standardu postępowania. Nie ma żadnych uwarunkowań rodzinnych, środowiskowych, demograficznych, rasowych… Jest natomiast kilka elementów wspólnych, są to przede wszystkim wiek sprawcy, frustracja spowodowana subiektywnym poczuciem odrzucenia i nieakceptacji, dominująca chęć zemsty. Wszyscy młodzi ludzie, którzy strzelali do swoich kolegów i nauczycieli, najpierw o tym głośno mówili. Informowali otoczenie. Jednak sygnały te albo ignorowano, albo uznawano za początek dobrej, atrakcyjnej zabawy, jak w grze komputerowej, dopóki naprawdę nie zaboli…
Rozpoznanie i zdiagnozowanie stanu młodego człowieka, który w konsekwencji może doprowadzić do tragedii, jest bardzo trudne. Wymaga przygotowania rodziców, pedagogów i całego społeczeństwa. Wymaga woli pomocy, znalezienia rozwiązania, lub przynajmniej sposobu zapobiegania rozwojowi wypadków. To nie ma nic wspólnego z bronią, czy z ograniczeniami w ruchu drogowym. Z niezrozumienia sprawy, nawet u Amerykanów, powstają tak głupie pomysły jak ograniczenie ilości nabojów w magazynku – 10 to bezpiecznie, 15 to zagrożenie dla otoczenia…
Zgodnie z tytułem jednej z ksiażek Anne Moir i Davida Jessel – „zbrodnia rodzi się w mózgu”, a nie w pudełku z amunicją…
Dodaj komentarz