Ciszej nad tą trumną
Za niespełna miesiąc w Stanach Zjednoczonych odbędą się wybory, które mogą kompletnie zmienić Waszyngton. Amerykanie wybierać będą bowiem nie tylko prezydenta, ale również parlament. Oprócz szalejącej w USA pandemii koronawirusa pojawił się też nowy czynnik, dzięki któremu Demokraci mają spore szanse na odzyskanie władzy.
Gdyby jeszcze rok temu ktoś przewidział taki obrót spraw, zdecydowana większość słuchaczy by mu nie uwierzyła. Oczywiście, pokonanie Donalda Trumpa było w zasięgu kandydata Partii Demokratycznej, trzeba było tylko znaleźć tego właściwego. Czy tak się stało? Cóż, Demokraci spośród niemal 30 kandydatów mogli wybrać gorzej. Joe Biden ma bardzo duże doświadczenie polityczne (przez 8 lat był wiceprezydentem w administracji Baracka Obamy, a wcześniej senatorem z Delaware przez ponad 36 lat). Jest też łatwiejszym do przełknięcia kandydatem dla większości wyborców niż lewicowy senator Bernie Sanders, który ponownie, tak jak w 2016 roku, przegrał walkę o nominację prezydencką. Biden jednak nie ma samych zalet. Człowiek ten ma niemały talent do popełniania gaf oraz dziwnych, czasem głupich odzywek. Choć często żartuje i przypisuje mu się łatkę „tego fajnego wujka”, nie jest tak charyzmatyczny jak nominaci Demokratów z ostatnich 15 lat. W końcu sprawa chyba najważniejsza – w tym roku Biden kończy 78 lat, co w przypadku wygranej uczyni go najstarszym prezydentem w historii (dla równowagi, obecny prezydent Donald Trump jest od niego młodszy jedynie 4 lata, ale w przypadku reelekcji również będzie najstarszym prezydentem w historii). Braki Bidena niweluje jednak jego kandydatka na wiceprezydenta – kalifornijska senator Kamala Harris. W przypadku zwycięstwa, Harris będzie pierwszą kobietą na tym stanowisku. To dopiero 3. taki przypadek, gdzie o urząd drugiej osoby w państwie, jedna z dwóch największych partii w kraju nominowała kobietę. Wcześniej miało to miejsce w 1984 roku, gdy Demokraci nominowali deputowaną z Nowego Jorku Geraldine Ferraro oraz w 2008 roku, gdy Republikanie nominowali gubernator Alaski Sarah Palin.
Co zatem, oprócz kwestii wieku i płci, jest przełomowe w tych wyborach? Zmiany demograficzne. Dekadę temu trudno było wyobrazić sobie, że Arizona i Georgia mogą głosować na Demokratów, ba, mieć nawet po dwóch demokratycznych senatorów. Dziś taki scenariusz nie jest niemożliwy. W związku z postępującym rozrostem czarnej ludności w Georgii (w zdecydowanej większości głosującej na Demokratów) i znaczną liberalizacją mieszkańców Arizony, te nie tak dawno konserwatywne bastiony robią się coraz bardziej niebieskie. Były astronauta Mark Kelly (mąż byłej deputowanej Gabrielle Giffords, o zamachu na którą w 2011 roku usłyszał cały świat) najpewniej pokona niepopularną senator Marthę McSally w Arizonie. Podobny scenariusz ma mieć również miejsce w Maine i Iowa, a niewykluczone jest także podbicie konserwatywnych Montany czy obu Karolin: Północnej i Południowej. To miały być trudne wybory dla Demokratów. Co prawda bronią tylko 12 miejsc w izbie wyższej, ale na szwank narażone jest tylko jedno (w ultrakonserwatywnej Alabamie, gdzie zdobyli mandat tylko dlatego, że nominat Republikanów oskarżony był o gwałty i czyny de facto pedofilskie). Każdy z senatorów republikańskich miał być pewien reelekcji, tymczasem polityka Donalda Trumpa, ślepe podążanie za nim liderów partyjnych oraz słaba ekonomia i walka z pandemią doprowadziły do szans na zmiany.
Gniew wobec rządów Republikanów wzmocnił się od połowy września. Wtedy bowiem zmarła Ruth Bader Ginsburg, będąca od 1993 roku sędzią Sądu Najwyższego. Była ikoną dla młodych, liberalnych Amerykanów zwłaszcza w ciągu ostatnich 4 lat – niestrudzenie zwracała uwagę na sprawy dotyczące równouprawnienia, dyskryminacji ze względu na płeć, rasę czy orientację seksualną. Sprawy, przeciw którym chętnie w swoim działaniu występował prezydent Trump i jego administracja. Choć chorowała na raka trzustki, postanowiła nie odchodzić na emeryturę wiedząc, że Republikanie będą chcieli to wykorzystać i obsadzić Sąd Najwyższym kolejnym konserwatystą, dając temu stronnictwu zdecydowaną przewagę. Trzeba tu podkreślić, że przez lata zachowywana była równowaga między konserwatystami a liberałami w dziewięcioosobowym gremium, także dzięki sędziom-centrystom. W wyniku śmierci Antonina Scalii i przejściu na emeryturę Anthony’ego Kennedy’ego, Trump mógł przechylić nieznacznie szalę na korzyść konserwatystów.
Dlaczego kwestia sukcesji Ginsburg jest tak kontrowersyjna? Podobną sytuację mieliśmy 4 lata temu. Wspomniany Antonin Scalia zmarł w połowie lutego 2016 roku, jednak rządzący w Senacie Republikanie stwierdzili, że jest zdecydowanie zbyt mało czasu do wyborów prezydenckich, skutecznie blokując kandydaturę Merricka Garlanda, wysuniętą przez prezydenta Obamę. Przywódca Republikanów w Senacie, Mitch McConnell stwierdził, że należy najpierw dać Amerykanom wybór kogo chcą jako prezydenta, by potem ten prezydent mógł wybrać nowego sędziego. Było to wydarzenie bez precedensu, choć do wyborów było ponad pół roku. Dzisiaj, kiedy między śmiercią RBG a wyborami prezydenckimi jest mniej niż półtora miesiąca, Republikanie nie widzą żadnego problemu. Donald Trump na miejsce zmarłej sędziny wybrał Amy Coney Barrett, która jest sędziną Sądu Apelacyjnego dla stanów Indiana, Illinois i Wisconsin. Uważana jest za zdecydowaną konserwatystkę, zagorzałą katoliczkę i przeciwniczkę aborcji.
Republikanie krytykowani są za pośpiech, Donald Trump zaś tłumaczył się podczas niedawnej debaty prezydenckiej, że został wybrany na 4 lata, a nie na 3, więc może ją nominować. Z tą linią argumentacji zgadza się zdecydowana większość republikańskich senatorów. Problem tylko w tym, że jakoś Obamie nie dawali takiego prawa. Trump zaczął się nawet odgrażać, że jeśli wybory przegra to i tak będzie optować za nominacją Barrett, w tzw. lame duck session (moment gdy polityk, odchodzi z urzędu, ale dalej go piastuje do czasu zaprzysiężenia następcy – w tym przypadku mowa o całej kadencji Senatu). Co zaś mówi opinia publiczna? Respondenci z Arizony, Karoliny Północnej i Maine (czyli stanów, gdzie bardzo możliwa jest porażka republikańskich senatorów) stwierdzili, że to Biden powinien wybrać nowego sędziego (53% do 41%). Według badania Ipsos dla Reutersa aż 62% respondentów sprzeciwiło się obsadzeniu następcy RBG przed wyborami. Jednocześnie w badaniu Morning Consult dla Politico 46% było za kandydaturą Barrett, a 31% przeciw. Co jeszcze przez te kilka tygodni przyniesie Amerykanom zwroty akcji? Czy pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa u Donalda Trumpa, jego małżonki oraz wielu jego współpracowników może jeszcze namieszać? I w końcu, czy 4 listopada Amerykanie obudzą się w nowym kraju? W tak dynamicznej sytuacji wszystko może się zmienić.
Dodaj komentarz