Co dalej z Ukrainą?
UE i NATO, „Intermarium” czy może znowu Rosja?
Tworzenie się współczesnego narodu ukraińskiego nie było łatwym procesem. Terytorium Ukrainy należało do ZSRR, a jeszcze wcześniej do Imperium Rosyjskiego. Państwo carów kwestionowało istnienie samodzielnego narodu ukraińskiego. Tezę tą uzasadniała polityka rusyfikacji. Wzrost świadomości narodowej wśród inteligencji ukraińskiej skutkował w okresie wojny domowej w Rosji próbą (co prawda nieudaną) utworzenia własnego państwa. Nieskuteczność utrzymania kontroli władz bolszewickich nad ukraińskim ożywieniem narodowym skutkowała fizycznym niszczenie elit ukraińskich w latach 30. XX w. Wielki Głód uderzył w jądro ukraińskiej kultury, kultywowanej w wiejskich wspólnotach.
Następnie doszło do krwawego przyłączenia do Ukrainy jej części zachodniej, dokonanego w latach 1939–1941 i po 1944 r. Nie obyło się bez czystek etnicznych, przesiedleń i masowych zsyłek do łagrów, które trwały do drugiej polowy lat 50. XX w. Lata 60. i 70. dawały oddech i stabilizację ekonomiczną, jednak przemyślany proces rusyfikacji powiązanej z możliwością uzyskania wyższego statusu społecznego w ZSRR nie ustawał. Wydawało się zatem, że odrodzenie narodowe, zapoczątkowane po I wojnie światowej, nie będzie już możliwe. Rosyjska kultura i język zepchnęły – zdawałoby się, ostatecznie – etos ukraiński na zachodnie obrzeża USSR.
Rzeczywiste wydarzenia roku 1991 i niepodległość niejako zaskoczyły dużą część ukraińskiego społeczeństwa. Kryzys gospodarczy w ZSRR końca lat 80. dopomógł zdeterminowanym, ale niezbyt licznym zwolennikom niepodległości. Społeczeństwo, zmęczone niedogodnościami życia i opadającą radziecką gospodarką, opowiedziało się w referendum za niepodległością Ukrainy. Nawet zrusyfikowany Krym zagłosował za odłączeniem się od ZSRR. Kolejne lata niepodległego bytu nie przyniosły jednak znaczącej poprawy poziomu życia, a zaczął wracać sentyment do czasów ZSRR.
Przeprowadzone w 1997 r. badania opinii publicznej wskazywały na utrzymywanie się stereotypów budowanych latami przez propagandę radziecką, takich jak niechęć do NATO, powszechnie postrzeganego jako „agresywny blok nuklearny”, bliskość z „bratnią” Rosją. Wiele ludzi widziało przyszłość Ukrainy w jakimś związku z Rosją. Tylko połowa uznawała wartość systemu demokratycznego. Odcięcie Ukrainy od rynków światowych i uzależnienie od rynku rosyjskiego (wynikające z uwarunkowań historycznych) sprawiało, iż elity władzy młodego państwa nie wyobrażały sobie funkcjonowania Ukrainy wbrew Rosji. Politycy rosyjscy, choć zaakceptowali rozpad ZSRR, to już w latach 90. nie traktowali Ukrainy jako trwałego podmiotu, ale tymczasowy byt bez historii i narodu, siłą oderwany od Rosji przez imperialistycznych wrogów „kolektywnego Zachodu”.
Przejęcie władzy politycznej i gospodarczej przez wąskie grupy byłych aparatczyków ZSRR blisko współpracujących z Kremlem wywoływało frustrację społeczeństwa na tle nierównego podziału dochodów i niskiego poziomu życia, a także braku u rządzących wizji dającej nadzieję na lepszą przyszłość. Przykład dawnych krajów obozu wschodniego, takich jak Polska, Rumunia, a także dawnych republik ZSRR (Litwy, Łotwy i Estonii), które podjęły trud integracji ze światem Zachodu w ramach NATO i UE, dawał coraz szerszym grupom ukraińskiego społeczeństwa inspirację i motywację do zmiany dotychczasowego paradygmatu ukraińskiej polityki. Integracja z Zachodem zdawała się realną perspektywą dla Ukrainy. Napędzało to też wypowiedzi polityków państw zachodnich które sprawiały wrażenie, że Zachód czeka na Ukraińców i wystarczy zreformować państwo, by zostać przyjętym do UE i NATO.
Pomarańczowa Rewolucja w 2004 r. była nie tylko reakcją na manipulacje wyborcze obozu związanego z Leonidem Kuczmą, ale pierwszym zwiastunem tworzenia się zorganizowanej proeuropejskiej i proatlantyckiej siły politycznej na Ukrainie. Próba odwrócenia prozachodniego trendu podczas prezydentury Janukowycza zakończyła się kompromitacją obozu prorosyjskiego.
Gigantyczna korupcja, niszczenie i tak słabych struktur państwa doprowadziły do gwałtownych i masowych protestów. Rewolucja Godności w 2014 r. odsunęła prezydenta Janukowycza od władzy i pokierowała ukraińską politykę na zachód.
Nerwowa reakcja Kremla, oderwanie Krymu i próba oddzielenia od Ukrainy wschodniej i południowej jej części, zakończona walkami i tysiącami ofiar, gwałtownie zmniejszyła sympatię do Rosji i Rosjan. Jednak w dalszym ciągu Moskwa może liczyć na całkiem duże poparcie. Poparcie to, co ciekawe, przebiega w poprzek podziałów językowych i etnicznych. Po stronie Ukrainy walczyło wielu rosyjskojęzycznych Ukraińców, a także etnicznych Rosjan będącymi obywatelami Ukrainy oraz ukraińskojęzyczni zwolennicy kapitulacji.
USA, Niemcy, Rosja Chiny a sprawa ukraińska
Zwycięstwo w wyborach prezydenckich Joe’ego Bidena zrodziło duże nadzieje wśród propaństwowych elit ukraińskich. Po rzekomo prorosyjskim Trumpie miał przyjść do władzy doświadczony polityk, znający dobrze problematykę Europy Wschodniej, o dużej wrażliwości na prawa człowieka i krzywdę ludzką. Niektórzy ukraińscy politycy aktywnie motywowali diasporę ukraińską w Ameryce do głosowania na Demokratów.
Pierwszy rok prezydentury Joe’ego Bidena przyniósł jednak rozczarowanie. Inicjatywa spotkania z Władimirem Putinem, cofnięcie nałożonych przez administrację Trumpa dotkliwych sankcji na NS2 wywołały konsternację w Kijowie. Nie chodzi tylko o utratę 2 mld dolarów rocznie tytułem opłat za tranzyt gazu, ale o pozbawienie Ukrainy narzędzia nacisku na Rosję w przypadku eskalacji działań zbrojnych z jej strony. Rosja po ukończeniu projektu budowy NS2 będzie mogła bez większych kosztów zaatakować militarnie Ukrainę. Kontynuując jednocześnie w sposób niezakłócony dostawy gazu do Europy, utrzymując tym samym strumienie dewiz płynące do budżetu FR, które są ważne dla stabilności społecznej. Dalsze wydarzenia potoczyły się szybko.
Spotkanie Biden-Merkel wyjaśniło cele polityki amerykańskiej w Europie. Ekipa Bidena postanowiła ocieplić stosunki z największym i najsilniejszym państwem UE, którym są Niemcy, by przejęły więcej odpowiedzialności za bezpieczeństwo w Europie. Stało się to kosztem Europy Wschodniej.
Wyjaśnienia tej polityki administracji prezydenta USA należy szukać w zmieniającym się układzie sił globalnych. Głównym zagrożeniem dla USA staje się wzrost potęgi Chin i utrzymujące się wysokie i chroniczne deficyty w handlu z tym krajem, wywołane – zdaniem Amerykanów – głównie asertywną, chroniącą swój rynek polityką władz w Pekinie. Potężne nadwyżki uzyskiwane w handlu z państwami Zachodu Pekin wykorzystuje m.in. do rozbudowy zdolności działań ofensywnych swojej armii oraz zwiększania nacisku na małe i średnie państwa Azji Południowo-Wschodniej, w większości będące w sojuszach obronnych z USA. To one są postrzegane przez Pekin jako konkurencja na rynkach światowych dla Chin borykających się z problemem rosnących cen. Prezydent Ameryki wierzy, iż kosztem ustępstw wobec Niemiec, a także pośrednio Rosji, odciągnie Europę od zacieśniania relacji gospodarczych z ChRL. Niemcy i Francja bowiem, w przeciwieństwie do administracji amerykańskiej, postanowiły metodą perswazji i perspektywą rozszerzonej współpracy skłonić ChRL do większego otwarcia dla produktów pochodzących z Europy. W Berlinie i Paryżu wierzy się, iż na konflikcie USA-ChRL można coś ugrać – na przykład lepsze traktowanie europejskich inwestorów. W związku z tym nie wiadomo, czy Waszyngtonowi uda się w pełni wciągnąć Berlin i KE do gry przeciwko Chinom.
Ukraina dla administracji Bidena stanowiła moralną przeszkodę w realizowaniu polityki zbliżenia do Niemiec i Rosji, jak się okazało – łatwą do ominięcia. Nowa administracja amerykańska osłabiła także nacisk na europejskich sojuszników na rzecz przyjęcia Gruzji, Mołdawii i Ukrainy do NATO.
Niemcy mają do Ukrainy stosunek ambiwalentny. Z jednej strony wspierają prodemokratyczne zmiany w tym kraju, ale tak, by nie psuć sobie relacji z Rosją, z którą wiążą nadzieje na współpracę gospodarczą. Prezydent Żeleński próbuje rozpaczliwie przekonać Berlin do sprawy ukraińskiej. To, co uzyskał, to mgliste obietnice bezpieczeństwa energetycznego, zakupów rosyjskiego gazu również z przesyłu biegnącego przez Ukrainę i jakieś wsparcie finansowe.
Należy zauważyć, iż oczekiwania Niemiec wobec Moskwy nie przekładają się na obroty wzajemne. Wymiana handlowa Niemiec z FR jest niższa niż z Polską. Wśród wielu niemieckich polityków (można tę uwagę traktować rozszerzająco na państwa zachodniej Europy, z wyjątkiem Wlk. Brytanii i krajów skandynawskich) panuje opinia, iż nawet kiedy Ukraina była częścią ZSRR, Niemcy potrafiły prowadzić ożywioną i korzystną dla siebie wymianę handlową z Moskwą. Jakość życia Niemców zza Łaby na podziale Europy nie ucierpiała. Złudzenia Berlina co do możliwości prowadzenia intensywnych kontaktów handlowych z FR, z zachowaniem status quo wobec Europy Wschodniej, wstrzymują decyzje polityczne w sprawie członkostwa Ukrainy w NATO i UE. Taka postawa nie powstrzymuje Moskwy od wywierania wielowymiarowej presji na kraje Europy Wschodniej; wręcz ją do tego ośmiela.
Przemożna chęć Berlina zwiększenia eksportu na rynek chiński może pokrzyżować plany Waszyngtonu wciągnięcia Berlina do gry przeciwko Pekinowi. Racjonalny skądinąd pogląd, iż Zachód, by wygrać rywalizację z autorytarnymi państwami, tzn. z FR i ChRL, musi działać razem i w sposób skoordynowany, inaczej będzie rozgrywany i poniesie tego określone koszty w bliskiej przyszłości, jakoś trudno się przebija do świadomości europejskich decydentów. Postawa Niemiec, de facto blokująca europejskie i atlantyckie aspiracje Ukrainy, rodzi w Kijowie zniecierpliwienie i brak wiary w dobre intencje Berlina.
Polityka Chin wobec Europy jest jasna. Europejski rynek na zastąpić kurczące się możliwości eksportu do USA. Utrzymanie niepodległej Ukrainy jest w interesie Chin. Chiny, budując system korytarzy transportowych do Europy, nie chcą się uzależniać od Moskwy. Mają jednak ograniczone narzędzia wsparcia. Nie chcą sobie także psuć relacji ze strategicznym partnerem, jakim jest FR. Znaczącym faktem są odnotowywane przez Ukrainę od paru lat nadwyżki eksportu nad importem w handlu z ChRL.
Polska-Ukraina – wspólna sprawa?
Choć wydawałoby się, że te dwa państwa łączy wiele wspólnych interesów gospodarczych i politycznych, to wciąż nie wykorzystuje się synergii współpracy w wielu ważnych obszarach. Polsko ukraińska wymiana handlowa rośnie rok do roku (głównie dzięki aktywności MŚP), ale nie osiągnęła szczytu swoich możliwości. Co gorsze państwa nie wykorzystują swojego położenia geograficznego, nie łącząc swojej infrastruktury transportowej.
Na swój czas czeka projekt EAKTR (przesył ropy), infrastruktura magazynowania gazu, połączenia elektroenergetyczne i teleinformatyczne… Polska i Ukraina razem mogą kontrolować handel lądowy między wschodem a zachodem oraz stanowić ważny korytarz transportowy między południem a północą. Zbudowanie połączeń infrastrukturalnych pozwoli na uruchomienie ekosystemu biznesu powiązanego z rynkiem polskim. Będzie to miało także odzwierciedlenie w ściślejszej współpracy politycznej.
Polskie przedsiębiorstwa z udziałem skarbu państwa zachowują się pasywnie i wolą ograniczać swoją aktywność do sprawdzonych od lat partnerów biznesowych, w przypadku sektora rafineryjnego w dużej części nadal rosyjskich. Projekty dywersyfikacji dostaw ropy nie uwzględniają potencjału współpracy z Gruzją i Ukrainą. Z szerszej perspektywy interesów kraju i regionu może być szkodliwe.
Ta pasywność dużego polskiego biznesu sprawia, że politycy ukraińscy nie postrzegają Polski jako kraju znaczącego dla gospodarki Ukrainy. Przekłada się to także na brak wizji głębszej współpracy polsko-ukraińskiej. Przy tym nie można powiedzieć, aby stosunki dwustronne były złe. Poza historycznym, nierozwiązywalnym konfliktem pamięci, współpraca polityczna przebiega poprawnie. Powstało nawet koło członków Wierchownej Rady na bazie Intermarium, mające na celu intensyfikację współpracy regionalnej, w tym z Polską.
Polska, o dwa razy większej gospodarce niż Ukraina, mogłaby dzięki aktywności ekonomicznej wzmocnić nie tylko swoją pozycję, ale i środowiska ukraińskie z proeuropejską wizją kraju. Wiele działań da się realizować bez zaangażowania naszych partnerów z UE i NATO. Odciążenie ich na wschodzie byłoby powitanie z ulgą. Polscy decydenci są przekonani o potrzebie aktywnej polityki wobec krajów Europy Wschodniej, niestety nie mają dostatecznej świadomości, że klucz do sukcesu tkwi w ekonomii, a nie wykonywaniu gestów. Sytuacja na Ukrainie jest cały czas dynamiczna. Jedno jest pewne: nasza pasywność nie jest cnotą i może nas w przyszłości drogo kosztować.
Opcja turecka w ukraińskiej polityce
Historia stosunków kozacko-tureckich była burzliwa. Kozacy skutecznie atakowali posiadłości tureckie w XVI–XVII w. Wojska tureckie i tatarskie często pustoszyły ziemie dzisiejszej Ukrainy. Jednak po śmierci Bohdana Chmielnickiego jego syn, rozumiejąc zagrożenie ze strony Moskwy, a nie chcąc się podporządkować Rzeczpospolitej, zwrócił się o protektorat do sułtana.
Dziś, wobec pasywnej postawy państw europejskich w stosunku do oczekiwań Ukrainy, obserwujemy próbę nawiązania ściślejszych kontrataków Kijowa z Ankarą. Poza werbalnym poparciem dla integralności granic Ukrainy Turcja zdecydowała się na współpracę swojego przemysłu zbrojeniowego z partnerami z Ukrainy. Turcja jest też potencjalnie gwarantem bezpiecznych dostaw ropy, a może i gazu na Ukrainę przez tzw. południowy korytarz transportowy. Problem w tym, iż Turcja współpracuje także z Rosją w obszarze dostaw sprzętu wojskowego. Okresy napięć związanych z rozlicznymi interesami w pewnych obszarach przeplatają się z czasem współpracy. Turcja jako członek NATO byłaby interesującym partnerem dla Ukrainy, nie wiadomo jednak, na ile stabilnym. Obecnie doszło do eskalacji konfliktów Turcji z Rosją na tle sytuacji w Libii, Azerbejdżanie i Syrii. Natomiast jest to korzystne dla Ukrainy.
Co dalej z Ukrainą?
Zastój na drodze Ukrainy do UE i NATO, brak map drogowych dla krajów Europy Wschodniej z prozachodnimi aspiracjami – są wykorzystywane przez obecną na Ukrainie i świetnie sprofilowaną propagandę rosyjską. Odpowiedź ukraińskich mediów jest chaotyczna i niespójna. I trudno się dziwić wobec niezdecydowanej postawy sojuszników. Do społeczeństwa ukraińskiego zakrada się apatia i brak wiary w lepsze jutro.
Po drastycznym spadku popularności Rosji i osobiście prezydenta Władimira Putina w 2014 r. ostatnie badania opinii publicznej wskazują na zahamowanie spadku poziomu sympatii do FR. W dalszym ciągu istnieje grupa obywateli, którym bliska jest nawet idea integracji z FR, jeśli miałoby to prowadzić do pokoju i wzrostu stopy życiowej.
Czy rosyjskie elity polityczne rzeczywiście mogą liczyć w najbliższej przyszłości na odbudowę swoich wpływów w społeczeństwie ukraińskim, jest osobną kwestią. Trzeba też zaznaczyć, iż duża część społeczeństwa, zwłaszcza ludzie, którzy stracili bliskich wskutek działań wojennych, stali się na trwałe negatywnie nastawieni do rządu rosyjskiego i jego polityki wobec Ukrainy. I tu żadna, najbardziej nawet wyrafinowana propaganda nie pomoże. I do tej grupy respondentów zakrada się jednak pesymizm.
Na Ukrainie mimo wszystko dokonują się zmiany. Znany i wpływowy oligarcha działający na rynku paliw znalazł się w końcu w areszcie domowym, a kontrolowane przez niego aktywa spółek zostały zabezpieczone przez sąd. Osłabli też inni oligarchowie, przede wszystkim ze względu na kryzys. Niestety w powstającą wolną przestrzeń nie wchodzą oczekiwani inwestorzy z Europy Zachodniej i USA.
Być może przyjdzie nam zmierzyć się z czymś dziś, wydawałoby się, niemożliwym – kolejnym zwycięstwem sił prorosyjskich i realizacją w Kijowie scenariusza znanego z Białorusi. Aktywa ukraińskie zaczęłyby pracować dla Kremla. W takim przypadku i my, i Ukraińcy na długie lata stracimy ogromną szansę rozwojową i nadzieję na podmiotowość w polityce.
Oby taka perspektywa nie stała się rzeczywistością.
Comment (1)
Trudno odmówić autorowi racji w spojrzeniu na ogólną sytuację Ukrainy. Natomiast nie mogę się zgodzić w odniesieniu do przyszłości tego państwa oraz relacji polsko-ukraińskich. Niepodległa Ukraina, zwłaszcza po „pomarańczowej rewolucji” w 2004 r. wyzwoliła ogrom sympatii w społeczeństwie polskim. Niestety rządzące ukraińskie elity gloryfikując prawnie i politycznie OUN i UPA wykopały przepaść pomiędzy naszymi narodami. Doszło nawet do symbolicznego upokorzenia polskich ofiar rzezi UPA, gdy w 2015 r. w czasie wizyty prezydenta Komorowskiego w ukraińskiej Radzie Najwyższej przegłosowano ustawę gloryfikującą UPA (https://wiadomosci.onet.pl/swiat/ukraina-honory-dla-upa-podczas-wizyty-komorowskiego-w-kijowie/49fjsq). Do tego doszły wręcz masowe przykłady szykan i bezprawia wobec polskich biznesmenów i firm polskich, zarówno przez administrację ukraińską, jak i przez bezkarną mafię, chroniona przez tę administrację. Kolejne polskie rządy od lat 90-tych uporczywie interweniują w Kijowie w tej sprawie. Na ogół bezskutecznie. Wiele polskich przedsięwzięć biznesowych upadło, a polscy przesiębiorcy zostali skutecznie odstraszeni na wiele lat. Na pewno w tworzenie tej sytuacji ma duży wpływ agentura rosyjska na Ukrainie (z racji zawodu wiele o tym wiem), ale rosyjskie knowania nie odniosły by skutku, gdyby nie trafiały na podatny grunt.
Inny wymiar mają stosunki międzypaństwowe. Polską naczelną racją stanu jest popieranie niepodległości Ukrainy od Rosji i jej aspiracje euro-atlantyckie, włącznie z uzyskaniem pełnego członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. I to pomimo politycznych upokorzeń, jak np. skandaliczne wyłączenie Polski z ukraińskich rokowań z Rosją, w których jest np. Białoruś. Musimy się kierować zasadą, że nawet najgorsze stosunki z wolną Ukrainą są lepsze od najlepszych stosunków z rosyjską Ukrainą.
To Ukraina musi najpierw w przekonujący sposób zmienić swoją politykę wobec Polski i Polaków. Dopiero później można otworzyć współpracę w strategicznych obszarach, jak np. przemysł obronny (np. po obiecującej licencji na produkcję w Polsce rakietowego pocisku „Korsar” – „Pirat” – zamarła), czy w energetyce (np. gazociąg pod Morzem Czarnym do nowo odkrytych ogromnych złóż gazu w szelfie tureckim).