Cyberniebezpieczeństwo. Zagrożenia w mediach społecznościowych w czasach protestów
Wraz z wybuchem protestów po wyroku Trybunału Konstytucyjnego uznającym przerywanie ciąży w przypadku ciężkich uszkodzeń płodu za niezgodne z ustawą zasadniczą pojawiły się nowe zagrożenia czyhające w sieci na protestujących (choć pewnie nie tylko). Po części są to zagrożenia dobrze nam już znane, które możemy uznać za trolling i dezinformację. A jednak dzisiaj mają one formę czegoś świeżego i bardziej masowego. Ze względu na świadomość rosnącego zagrożenia związanego z ilością informacji, które dobrowolnie umieszczamy w internecie chciałem zebrać krótkie przemyślenia związane z trwającą sytuacją, w nadziei, że pomoże to zachować bezpieczeństwo użytkowników mediów społecznościowych, nie tylko w czasie protestów.
Wiele z odbywających się każdego dnia demonstracji zaczyna się od wydarzenia utworzonego w mediach społecznościowych, zwłaszcza na Facebooku. Tam uczestnicy mogą poinformować organizatorów o chęci udziału lub zainteresowaniu manifestacją poglądów. Tyczy się to zarówno osób, które popierają prawa kobiet do świadomego wyboru jak i osób, które są takiemu wyborowi przeciwne.
Nowym zagrożeniem okazały się być jednak fałszywe wydarzenia i grupy, których cel jest niejasny. O ile oddolna organizacja ruchów sama w sobie nie jest niczym złym, tak przyłączanie się w internecie do takich przedsięwzięć niesie ze sobą pewne ryzyko, zwłaszcza jeśli organizator wydarzenia jest anonimowy.
Anonimowy w tym przypadku oznacza na przykład profil (prywatny lub stronę), który powstał niedawno – na przykład tego samego dnia co wydarzenie – nie ma żadnego zdjęcia profilowego i ma niewielką liczbę znajomych lub polubień. To może być znak, że dane wydarzenie nie jest do końca godne zaufania.
Można się zastanawiać, czy jakiekolwiek zagrożenie płynie z przyjścia na publiczny plac miejski, jeśli wiemy, że w tej samej demonstracji będzie uczestniczyć od kilkuset do kilku tysięcy osób o podobnych do naszych poglądach i zapewne możemy uznać, że od tej strony jesteśmy bezpieczni. Dużo gorszy jest jednak pozostawiony przez nas ślad informacyjny. Jeśli nie możemy być pewni kto jest organizatorem wydarzenia to nie możemy także wiedzieć, czy lista uczestników nie zostanie wykorzystana niezgodnie z naszą wolą.
Takie dane mogą być zbierane na przykład przez przeciwników demonstracji. Dzięki temu można uzyskać dostęp nie tylko do listy nazwisk osób, które mają przeciwne im poglądy. Większość z nas w mediach społecznościowych występuje pod własnym nazwiskiem, często także pokazując twarz na zdjęciu profilowym. Część z nas zdradza też inne informacje, takie jak miejsce pracy, uczelnię czy nawet dane kontaktowe. To sprawia, że jeśli powyższe informacje trafią w niepowołane ręce, możemy być w niebezpieczeństwie (niekoniecznie fizycznym, choć i tego nie możemy wykluczyć).
Można się przed tym zabezpieczyć o wiele łatwiej niż posługując się anonimowym profilem
niezawierającym żadnych danych pozwalających na rozpoznanie nas. Wystarczy weryfikować organizatorów. W tym celu warto spojrzeć na to, czy znamy instytucję, która podpisuje się pod wydarzeniem. Jeśli tak to warto również sprawdzić, czy jest to jej prawdziwy profil. Organizatorzy fałszywych wydarzeń i grup posługują się ostatnio nawet symbolami, logotypami i barwami, które wykorzystywane są przez organizacje i partie polityczne przy organizacji ich własnych demonstracji.
Jeśli wydarzenie organizuje osoba fizyczna to warto sprawdzić, czy jest osobą publiczną, którą kojarzymy lub możemy sprawdzić prawdziwość jej profilu. Jeśli nie jest to osoba publiczna, to może chociaż mamy z nią wspólnych znajomych lub widzimy, że profil istnieje już od dłuższego czasu, jest aktywny i ma rozsądnej wielkości liczbę znajomych. W razie choćby cienia wątpliwości warto jest zrezygnować z oznajmiania swojego udziału w wydarzeniu.
Ale na tym nasze dbanie o bezpieczeństwo w sieci nie powinno się kończyć. Nie powinniśmy takich wydarzeń również udostępniać, zwłaszcza wtedy, kiedy jesteśmy już pewni, że są fałszywe i organizowane w złej woli. Co więcej, nie powinniśmy także ujawniać naszej wiedzy choćby w komunikatach w takim wydarzeniu. W ten sposób możemy kogoś ostrzec, ale narażamy siebie, bo pozostawiamy ślad po naszym profilu, który łatwo da się sprawdzić.
Czasami możemy skonsultować wydarzenia i grupy z organizacjami, które przewodzą protestom. Często wystarczy napisać do nich na komunikatorze, najlepiej wysyłając także zrzut ekranu z danego wydarzenia. W ten sposób najpewniej pozyskamy informację o tym, czy możemy zgłaszać własną chęć udziału. Jednocześnie, jeśli ktoś się podszywa pod organizatorów, damy im również sygnał, że powinni się zająć takim problemem. Często w ciągu dnia udaje się im zamknąć takie grupy i eventy.
Możliwe, że ktoś w dobrej wierze organizuje demonstrację lub zakłada grupę i chce pozostać anonimowy. Nie zmienia to jednak faktu, że dla własnego bezpieczeństwa powinniśmy zachować ograniczone zaufanie, a jeśli to my mamy być osobą, która chce coś zorganizować, to warto mieć na uwadze, że anonimom się nie ufa. A przynajmniej nie powinno się.
Dodaj komentarz