Desperacja

Desperacja

Ciekawe, skąd biorą się dziwaczne i głupie pomysły? Ale jeszcze ciekawsze jest, w jaki sposób takie pomysły wkradają się do naszego życia, są akceptowane, otrzymują wsparcie lub są po prostu zwyczajnie tolerowane?

Co to ma wspólnego z naszym bezpieczeństwem? Mnóstwo, ponieważ każda zmiana porządku, w którym funkcjonujemy, zmusza do reakcji. Wymusza zachowania mające bezpośredni wpływ na naszą sytuację. Każe nam dostosować się, a w efekcie może budzić poczucie niepewności i zagrożenia ze wszystkimi tego konsekwencjami psychologicznymi.

Do jednostek specjalnych, w modelu amerykańskim i europejskim, selekcjonowani są wojownicy stabilni psychicznie, często z określoną sytuacją rodzinną, umiejący współpracować w zespole. Dają oni największą gwarancję racjonalnych zachowań, wykonania zadania i powrotu do domu. W modelu wschodnioeuropejskim, sowieckim, preselekcjonowano ludzi uwarunkowanych, zdesperowanych i nie mających wiele do stracenia. Odległe konsekwencje realizacji zadań i powrót, w tym wypadku, są elementem drugorzędnym. Do pewnego stopnia, idealnym wzorcem mogłyby być bataliony karne (sztrafbaty, sztrafnyje bataliony) znane z drugiej wojny i formowane zarówno po stronie sowieckiej i niemieckiej. Walka ze zdesperowanym i nie mającym alternatywy przeciwnikiem jest niezwykle trudna. Nie działają żadne naturalne hamulce i systemy obronne. Odnosi się to zarówno do sytuacji krytycznej, w której, w naszej mikroskali, musimy sięgnąć po jakąkolwiek broń, jak i do osaczenia w większej skali, bez pozostawienia drogi ucieczki. Warunki zaczynają się zdecydowanie radykalizować. Instynkt samozachowawczy jest zdezorientowany.

Wracając do głupoty. Czasami, wiele spraw ma o wiele prostsze, wręcz infantylne wyjaśnienie, szczególnie w czasach wszechogarniającej pajdokracji. Spróbujmy wykazać odrobinę wyrozumiałości… Głupota potrafi być dobrą bronią, skuteczną – bardzo trudno jest przeciwstawić jej racjonalne argumenty. Człowiek głupi mało rozumie, niewiele przewiduje i nie ma obaw. Ma jeden cel – przetrwanie, bez względu na przyjętą formę przetrwalnikową.

Jestem jak najdalszy od spiskowej koncepcji postrzegania rzeczywistości – widzeniu w każdym przejawie aktywności korupcji, interesu politycznego, bezpośrednich zysków. To jest zbyt skomplikowane i każdy spisek oparty na cwaniactwie nie ma szans na przetrwanie w jakiejkolwiek dłuższej perspektywie. Wydaje mi się, że głupota jest prosta. A bierna jej akceptacja – też jest prosta. Przynajmniej w początkowej fazie rozwoju. Później, kamuflowanie genezy zjawiska pierwotnego i skutków własnej nieporadności wymaga już sporo energii. W tym może tkwić przyczyna całych ciągów zdarzeń. Głupota rozmnaża się przez pączkowanie, przez podział, zarodniki… Nieobce są jej również bardziej złożone, intymne formy zapewnienia sobie przetrwania. Dwie, trzy głupoty, jeśli już dojdzie do zbliżenia, potrafią czasami stworzyć zupełnie nowe byty…

Tworzą czasami piękne i fascynujące organizmy. Żyją one własnym życiem, niby osadzone w otoczeniu, a jakże samodzielne. Tworzą środowisko, nierzadko chronione, otoczone niby kokonem i starannie wyizolowane z normalnie funkcjonującej rzeczywistości.

Głupotę dostrzegamy, śledzimy, uważnie obserwujemy. Czasami o niej mówimy, oceniamy, bywamy krytyczni, czasem odnosimy się ze zrozumieniem. Bywamy nią zafascynowani. A ona potrafi się nam odwdzięczyć. Puszy się pięknie, narasta, staje się dorodna i wszechobecna. Przyzwyczajamy się do niej, akceptujemy. Robi się nasza, swojska i wydaje się nam, że zawsze tu była, że gdyby nagle jej zabrakło, to hohoho… co by się mogło wydarzyć…

I w tym właśnie tkwi największe niebezpieczeństwo głupich pomysłów, inicjatyw, koncepcji, głupich rozporządzeń, głupiego prawa, głupich idei. głupich postaw i zachowań. Nie jest ważne, czy pierwszym impulsem generującym rozrost chorej tkanki przekonań, oświadczeń, czy paragrafów była głupota w swojej czystej, naiwnej postaci, czy niewiedza, niekompetencja, nadgorliwość, potrzeba wykazania inicjatywy, instynkt, desperacja, czy niemożność znalezienia innej, sensownej opcji. Pięknie wyrośnięty, troskliwie wypielęgnowany okaz żyje. A skoro żyje, to wydaje nam się (tak po ludzku), że należy mu się przynajmniej odrobina szacunku i zainteresowania. Zaczynamy traktować go poważnie. Racjonalnie rozważamy jego podstawy, części widoczne, ukryte sensy systemów korzeniowych, doszukujemy się filozoficznej głębi w jego egzystencji wśród nas.

Zapominamy, że tam po prostu nic nie ma… Jakiś zwykły głupi pomysł trafił akurat na sprzyjający grunt, sprzyjający klimat i zaistniał ku uciesze i dumie swojego twórcy.

Jednak czasem stwierdzamy, że zaczyna nas oplatać sieć dorodnych pędów, a ci, którzy powinni kontrolować ten spontaniczny rozwój zdarzeń, albo tego nie widzą, albo to tolerują…

Mam nadzieję, że nie z bezmyślności… a z własnego, najlepiej pojmowanego interesu. To przynajmniej można zrozumieć. Trudniej akceptować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

Skip to content