Fundacje i dzieła sztuki
Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. To powiedzenie jest niemalże mottem instytucji i osób prywatnych, które przyjmują dzieła sztuki od fundacji, muzeów oraz indywidualnych darczyńców.
W styczniu tego roku dowiedzieliśmy się, że Muzeum Sztuki w Bernie – najstarsze muzeum sztuki w Szwajcarii, które posiada w zbiorach ponad 3 000 obrazów i rzeźb oraz około 48 tys. rysunków, grafik, fotografii, wideo i filmów z ponad siedmiu stuleci, jest właścicielem dzieł sztuki Henri Matisse’a czy Salvadora Dali o nieznanej proweniencji.
Georges Keller, znany marszand o nienagannej reputacji przekazał Muzeum Sztuki w Bernie, pomiędzy 1950 a 1981 rokiem (rok jego śmierci) ponad 116 prac, których był właścicielem. [i] Muzeum kilka miesięcy temu odkryło powiązania owego marszanda z Etienne Bignou – francuskim handlarzem dzieł sztuki, który kupował obrazy od nazistów. Wcześniej muzeum było już powiązane ze słynną sprawą Corneliusa Gurlitta, syna marszanda Hitlera.[ii]
Przykład szwajcarskiego muzeum sprzed kilku dni jest doskonałą ilustracją, że społeczeństwo bardzo łatwo ulega magii wielkich nazwisk, znanych rodów, szlachetnych działań, tworząc przestrzeń dla nielegalnego handlu sztuką. Wiemy dzisiaj, że stanowisko Szwajcarii w czasie II Wojny Światowej trudno uznać za neutralne, jednak dzisiaj kraj ten mierzy się z niechlubną historią i udowadnia swoimi działaniami, że chce rozliczyć się w kwestii dzieł sztuki, w których posiadanie wszedł nielegalnie, bądź ze świadomością, że staje się właścicielem dzieła sztuki zagrabionego prawowitemu właścicielowi. Polska to nie Szwajcaria, ale czy takie historie mogą mieć miejsce w naszym kraju?
Przez kilka miesięcy analizowałam zakup Kolekcji Czartoryskich przez Skarb Państwa i odpowiedź brzmi – tak. Taka historia jak w Szwajcarii jest możliwa w Polsce.
Zofia Gołubiew (była dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie oraz była prezes Fundacji Czartoryskich) w numerze 7-8 „Spotkań z Zabytkami” pisze „(…) przejęcie przez Państwo Polskie Kolekcji Czartoryskich jest naprawdę znakomitą wiadomością (…) interes prywatnej Fundacji był bowiem zasadniczo różny od interesu państwa”. I właśnie ów interes zarówno Państwa jak i Fundacji jest w tym przypadku wart dokładnej analizy, którą Państwu chcę przedstawić poniżej.
Kolekcja Czartoryskich w dniu sprzedaży Państwu Polskiemu liczyła ponad 80 tysięcy dóbr. W kolekcji znajdowały się m.in. „łupy znalezione w obozie tureckim po zwycięstwie pod Wiedniem w 1683 roku”. Zofia Gołubiew pisze: „liczni Polacy ofiarowali Czartoryskim różne cenne dzieła i zbiory z intencją włączenia ich do „Kolekcji Narodowej”. Ale w 1939 roku zbiory liczyły tylko 5 000 eksponatów.[iii] Po 1945 r. Państwo Polskie w ramach nacjonalizacji przekazało eksponaty z kolekcji do Muzeum Narodowego w Krakowie jako kuratorowi a nie jako właścicielowi. Jednocześnie Polska rozpoczęła poszukiwania dzieł sztuki pochodzących z kolekcji.[iv] Nie jest rzeczą powszechną by państwo poszukiwało dzieła sztuki w imieniu prywatnych właścicieli. Dlaczego zatem takowe miały miejsce w przypadku Kolekcji Czartoryskich? Czy nie dlatego, że Skarb Państwa czuł się właścicielem kolekcji? 29 grudnia 2016 kolekcja Książąt Czartoryskich stała się integralną częścią Muzeum Narodowego w Krakowie. Ale do tego czasu była ona własnością prywatną, którą w znacznej mierze utrzymywał Skarb Państwa. Zarządzanie kolekcją, która podlega dwóm zwierzchnikom – Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz prezesowi fundacji – nie może być efektywne. Zwolennicy zakupu kolekcji w 2016 roku mówili, że w końcu kolekcja będzie mogła podlegać porządnej konserwacji, ponieważ do tego czasu – każdorazowo – muzeum musiało występować o zgodę do fundacji o przeprowadzanie takich prac. Przy ilości eksponatów jakie znajdują się w kolekcji, występowanie o zgody było czasochłonnym i skomplikowanym zadaniem.
W 1991 r. Adam Karol Czartoryski powołał fundację, przekazując jej zarówno zbiory, jak i budynki, w których te zbiory się mieszczą. Prawie od razu zaczęły napływać do fundacji dary zarówno z Polski, jak i z zagranicy; największa ich cześć pochodzi od rodziny, ale też od pracowników Muzeum i ich rodzin oraz od całego społeczeństwa.[v]
Wcześniej wspomniałam, że w 1939 roku kolekcja liczyła 5 000 egzemplarzy. 77 lat później, w momencie zakupu przez Skarb Państwa, kolekcja liczyła już ponad 80 tysięcy dóbr. Jak to możliwe, by w czasie wojny, a potem w czasie kilkudziesięciu lat trwania w Polsce komunizmu, prywatna kolekcja rozrosła się do takich rozmiarów? Skąd pochodziły kolejne dzieła sztuki?
Wiemy, że po wybuchu wojny, ludność masowo składała swoje dzieła sztuki w muzeach i instytucjach w nadziei, że w ten sposób je zabezpieczy. Dziś pozostają one w zbiorach publicznych, a spadkobiercy właścicieli nie mają nawet świadomości, że są tam rzeczy należące do ich przodków. Anne Webber z Commission for Looted Art in Europe pisze konkretnie: „Spadkobiercy raczej nie mają szansy na odzyskanie zagrabionych dzieł sztuki, jeśli znajdują się one teraz w Polsce”. Na świecie opinia o Polsce jest znana – Polska jest jedynym europejskim krajem, który nie robi nic w dochodzeniu czy dzieła sztuki, które wiszą w naszych muzeach, kościołach, budynkach użyteczności publicznej, pochodzą z grabieży i czy czasem nie powinny zostać zwrócone spadkobiercom.
W latach 50. XX w. dokonywano m.in. zakupów dzieł malarstwa polskiego w Szwajcarii. To z kolei może budzić obawę o proweniencję zabytków. Niewykluczone, że pochodziły one z grabieży wojennych.[vi]
Zatrzymajmy się na tym fakcie – przez 77 lat, kolekcja rozrosła się z 5 000 eksponatów do ponad 80 000. 29 grudnia 2016 roku, kolekcję kupił Skarb Państwa za kwotę 100 mln €.
Niecałe dwa miesiące wcześniej, 19 października zakończyła się kontrola Najwyższej Izby Kontroli pt. ODZYSKIWANIE UTRACONYCH DZIEŁ SZTUKI. Kontrolę przeprowadzono między innymi w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a okres objęty kontrolą obejmował lata 2011–2016 (do czasu zakończenia czynności kontrolnych, tj. do 19 października 2016 r).
W raporcie po kontroli czytamy:
„W latach 2011–2016 w skontrolowanych Ministerstwach nie opracowano wewnątrzresortowych dokumentów określających zasady współpracy i kompetencji poszczególnych komórek organizacyjnych zajmujących się odzyskiwaniem utraconych dzieł sztuki. Nie wprowadzono również sformalizowanych uregulowań opisujących tryb i sposób działania w ramach postępowań restytucyjnych. (…) W MKiDN nie zostały zapewnione wystarczające – w stosunku do potrzeb i przydzielonych zadań – zasoby kadrowe, techniczne i lokalowe komórki organizacyjnej Ministerstwa, zajmującej się odzyskiwaniem utraconych dzieł sztuki” jak również „pozostające w dyspozycji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych bazy i katalogi strat wojennych były niekompletne, niespójne, a jakość danych – niska. Mając na uwadze zachowanie i uzupełnianie dokumentacji zaginionych zabytków oraz upowszechnianie wiedzy o nich, konieczne jest pilne uporządkowanie i ustandaryzowanie struktury oraz treści baz i katalogów strat wojennych.”[vii]
W jaki sposób zatem, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zdołało zbadać pochodzenie ponad 80 tysięcy pozycji wchodzących w skład Kolekcji Czartoryskich? Najwyższa Izba Kontroli jasno podaje: „Pozostające w dyspozycji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych bazy i katalogi strat wojennych były niekompletne, niespójne, a jakość danych – niska”! W raporcie znajdujemy: „Liczba osób zatrudnionych w Wydziale ds. Strat Wojennych oraz zasoby techniczne i lokalowe pracowników WSW nie są współmierne do zakresu przydzielonych im zadań.”
Informacje wynikające z raportu są niezwykle niepokojące. Obowiązująca obecnie ustawa o muzeach[viii] definiuje jasno:
Minister właściwy do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego koordynuje i realizuje politykę państwa w zakresie działalności muzeów oraz w zakresie miejsc pamięci narodowej, w tym pomników zagłady oraz grobów i cmentarzy wojennych, w szczególności przez:
1) tworzenie muzeów;
2) sprawowanie nadzoru nad muzeami i dokonywanie kontroli ich działalności;
Raport NIK podaje: „MKiDN nie zapewniło jednak przeprowadzenia ww. weryfikacji danych przesłanych w latach 90. XX w. do „Bazy strat wojennych” ze względu m.in. na wysoką czasochłonność prac związanych z weryfikacją, braki kadrowe i inne obowiązki służbowe pracowników, co było zgłaszane przez muzea. Najwyższa Izba Kontroli wskazała na konieczność wykonania przez muzea zalecanej weryfikacji, co pozwoliłoby na kompleksowe sprawdzenie poprawności danych zawartych w Bazie”.
Zatem czy ktokolwiek z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego sprawdził skąd pochodzą eksponaty, które trafiły do Kolekcji Czartoryskich po 1939 roku?[ix]
W odpowiedzi na Raport NIK, MKIDN w kwietniu 2017 roku wystosowało odpowiedź w której czytamy:
„Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie występowała w latach 2015-2017 do sądu o zbadanie działania Fundacji XX. Czartoryskich z przepisami prawa i statutem oraz celem, dla którego została ustanowiona, stosownie do art. 12 ust. 1 ustawy o fundacjach, gdyż nie zachodziły przesłanki, które stanowiłyby podstawę do podejmowania takich działań.”
Planowany zakup za 100 mln € nie był przesłanką by sprawdzić kontrahenta. Dlaczego Minister Kultury nie chciał takiej weryfikacji?
Wcześniej, bo już w 2015 roku Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów wydał materiały szkoleniowe pt „ABC podstawy prowadzenia badań proweniencyjnych”, w których czytamy: „Weryfikacja pochodzenia dzieła sztuki jest kluczowa w momencie rozważania jego zakupu do kolekcji muzealnej. Zabezpiecza w ten sposób muzeum przed nabyciem obiektu o nieustalonej proweniencji, który w przyszłości może stać się przedmiotem roszczeń i finalnie doprowadzić do kosztownego procesu czy utraty zabytku”.[x] Muzea w których zdeponowana była kolekcja Czartoryskich, nigdy nie kupowały eksponatów z tej kolekcji. Będąc ich depozytariuszami, nie musiały badać proweniencji poszczególnych artefaktów. Na temat metod wybielania dzieł sztuki pozyskanych nielegalnie, pisałam w poprzednim artykule.
Na koniec: Ustawa z dnia 25 maja 2017 r. o restytucji narodowych dóbr kultury, która została podpisana w kilka miesięcy po zakupie jest w moim mniemaniu dopełnieniem celu jaki przyświecał przy zakupie Kolekcji Czartoryskich przez Skarb Państwa.
Ustawa jasno definiuje: „restytucję dobra kultury prowadzoną przez Rzeczpospolitą Polską jako działania podejmowane przez organy państwa lub inne jednostki sektora finansów publicznych w celu odzyskania, w tym zwrotu dobra kultury utraconego przez obywatela polskiego, osobę prawną lub przez jednostkę organizacyjną mającą siedzibę na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.[xi]
Czy ten zapis oznacza, że obywatele żydowscy nie mają szansy liczyć na pomoc Polski w odzyskiwaniu ich dzieł sztuki, jakie stracili na terenie naszego kraju w czasie II Wojny Światowej? Czy właściciele Kolekcji Czartoryskich liczyli się z możliwością, że zwrócą się do nich spadkobiercy właścicieli dzieł sztuki, które znajdowały się w ich kolekcji?
W Akcie Notarialnym ze sprzedaży z dnia 29.12.2016 roku, czytamy: „Fundacja zobowiązuje się, że jeżeli w celu skutecznego przeniesienia przez nią określonych Ruchomości czy Roszczeń na rzecz Kupującego konieczne będzie podjęcie jakichkolwiek działań, Fundacja podejmie je niezwłocznie. Jeśli jednak powyższe będzie wiązało się z koniecznością poniesienia jakichkolwiek kosztów – zostaną one w całości poniesione przez Kupującego.[xii]
Czy to znaczy, że jeśli jutro ktoś wystąpi z roszczeniami o zwrot dzieła sztuki to kosztami zostanie obciążony Skarb Państwa a nie fundacja? Czy zatem pospieszna sprzedaż kolekcji nie była podyktowana właśnie uzasadnioną obawą, że odnaleźli się poprzedni właściciele części kolekcji, którzy mogą się domagać jej zwrotu? Jeśli taki scenariusz byłby możliwy to wówczas lepiej mieć na koncie 100 milionów € niż proces z prawowitym właścicielem.
Dziś możemy się zastanawiać, dlaczego Fundacji zależało na szybkiej sprzedaży, której towarzyszyła również nagła zmiana zarządu tejże. Czy MKiDN zweryfikowało proweniencję dóbr wchodzących w skład Kolekcji? Czy starania o szybkie podpisanie Umowy miały na celu utrudnienie obcokrajowcom, przede wszystkim obywatelom Izraela dochodzenia swych praw do dzieł sztuki, których są spadkobiercami, a które być może znajdują się na terenie Polski?
Niezależnie od odpowiedzi na powyższe pytania, przykład zakupu w 2016 roku Kolekcji Czartoryskich czy niedawne zdarzenia w Muzeum Sztuki w Bernie pokazują, że nielegalny handel sztuką może również odbywać się poprzez szlachetnych darczyńców, mecenasów, uznane muzea czy fundacje.
[i] https://fr.timesofisrael.com/la-suisse-et-son-role-ambigu-dans-la-restitution-doeuvres-pillees-aux-juifs/
[ii] https://fr.timesofisrael.com/la-suisse-et-son-role-ambigu-dans-la-restitution-doeuvres-pillees-aux-juifs/
[iii] Bezcenne. Naziści opętani sztuką. Anders Rydell, wyd. 1, 2015 r.
[iv] https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka
[v] https://www.artinfo.pl/pl/blog/relacje/wpisy/oddane-darowane-15-lat-fundacji-xx-czartoryskich2/
[vi] https://www.nimoz.pl/files/publications/24/ABC_Prowieniencja_internet.pdf
[vii] https://www.nik.gov.pl/plik/id,13759,vp,16195.pdf
[viii] https://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20180000720/O/D20180720.pdf
[ix] https://www.nimoz.pl/files/publications/24/ABC_Prowieniencja_internet.pdf
[x] https://www.nimoz.pl/files/publications/24/ABC_Prowieniencja_internet.pdf
[xi] prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170001086/U/D20171086Lj.pdf
[xii] Akt Notarialny sprzedaży z 29.12.2016 roku
Dodaj komentarz