Głosy sprzeciwu czy bezskuteczne wojny handlowe?
Coraz częściej słyszy się o tym jak inwestorzy i przedsiębiorcy z kolejnych państw rezygnują z relacji biznesowych z Izraelem – dzieje się to w Kanadzie, Francji, Niemczech, Norwegii czy Belgii, ostatnio w Irlandii na mocy prawa ustanowionego przez rząd. Izraelskie firmy których produkty pochodzą z terytoriów okupowanych są wykreślane z rejestrów. Jak działa ruch BDS, w czym tkwi jego siła, a w czym słabość? Jak podobne strategie sprawdzały się wobec innych państw?
Kampania BDS (ang. Boycott, Divestment, Sanctions) ruszyła w 2005 r., gdy dogasała druga palestyńska intifada, choć praktyka dyskryminowania towarów żydowskich na rzecz arabskich wywodzi się z czasów mandatu brytyjskiego. Oznacza ona bojkotowanie, wycofanie się z inwestycji i nakładanie sankcji wobec Izraela ze względu na jego postępowanie wobec ludności palestyńskiej. Odbywa się to na płaszczyźnie gospodarczej, akademickiej i kulturalnej. Główną formą organizacji BDS – owskich są protesty, wpisy na portalach społecznościowych, demonstracje, petycje i publikacje. Pozyskując kolejnych sojuszników, Palestyńczycy dążą do wywierania nacisku na Izrael, aby zrealizował większość ich postulatów, wśród których znajduje się między innymi zakończenie okupacji terenów palestyńskich, zapewnienie równouprawnienia mniejszości arabskiej w życiu społecznym i politycznym oraz zwrócenie uwagi na problemy uchodźców po roku 1948.
Niemile widziani
W lipcu tego roku Ariel Gold, obywatelka amerykańska i działaczka organizacji Pink Code spod szyldu BDS została zatrzymana na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie. Jej wiza pozwalająca na pobyt w celach naukowych – miała kontynuować studia żydowskie na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie – została odrzucona. Nim została o tym poinformowana, spędziła na lotnisku kilka bezowocnych godzin. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wypowiedziało się krytycznie na temat działalności Gold i jasno postawiło sprawę – osoba o takim światopoglądzie do Izraela nie wjedzie. Już po ostatnim pobycie w tym państwie otrzymała polecenie by poinformować odpowiednio wcześniej o następnym przyjeździe oraz przygotować odpowiednie dokumenty. Jak twierdzi, ze wszystkich tych obostrzeń się wywiązała, a mimo to jej nie wpuszczono. Z podobnymi zarzutami spotkała się też niedawno, urodzona w Jerozolimie aktorka Natalie Portman, uhonorowana w tym roku Nagrodą Genesis którą miała odebrać podczas uroczystej gali. Artystka odmówiła udziału ze względu na napiętą sytuację i starcia pomiędzy Izraelczykami a Palestyńczykami. Oczywiście nie ominęły jej zarzuty o ciche wspieranie BDS i niepotrzebnie upolitycznienie uroczystości.
W obliczu rosnącego zainteresowania ideą ruchu BDS jako formy wyrażania sprzeciwu wobec „izraelskich zbrodni” i sytuacji Palestyńczyków, Izrael zaczął przykładać znacznie większą uwagę do swojego wizerunku za granicą. Każdy kolejny krok i każda podjęta decyzja musi być przemyślana i racjonalna. Nawet izraelskie organizacje pozarządowe, takie jak dokumentująca przeżycia weteranów drugiej intifady Breaking The Silence (która otrzymała ostatnio zakaz prowadzenia zajęć z młodzieżą) czy Machsom Watch kontrolująca to co dzieje się na checkpointach, odbierane są jako potencjalne zagrożenie w trosce o dobre imię dlatego, że ujawniają sytuacje i zdarzenia, które mogą zostać użyte przez innych graczy międzynarodowych przeciw Izraelowi. Zarzuca im się brak lojalności wobec własnego państwa, czasem nawet zdradę. Zakaz odwiedzin Izraela przez zagranicznych aktywistów staje się coraz częstszą praktyką obronną, powstają nawet specjalne listy podejrzanych osób.
Choć wydaje się, że od momentu powołania na urząd prezydenta Donalda Trumpa relacje izraelsko – amerykańskie są znacznie lepsze niż w czasach jego poprzednika Baracka Obamy, Unia Europejska niekoniecznie musi tę sympatię podzielać. Przedstawicielka Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Federica Mogherini otwarcie wyraża swoją pro – palestyńską postawę, a zdjęcia na którym serdecznie obejmuje prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa obiegły media. Podczas głosowania Zgromadzenia Ogólnego ONZ w grudniu 2017 r. sprawnie przegłosowano apel do prezydenta Trumpa, nalegający na zmianę jego stanowiska wobec kwestii Jerozolimy. Z kolei uchwalone ostatnio prawo podkreślające „żydowski charakter Państwa Izrael”, zawierające między innymi zapis o Jerozolimie jako niepodzielonej i zjednoczonej stolicy oraz uznające język hebrajski za jedyny oficjalny (arabski ten status utracił), wywołało kolejne oburzone głosy nie tylko w świecie arabskim.
Bilans korzyści i strat
Obserwując dzisiejszy Izrael, warto spojrzeć w przeszłość, by zobaczyć, czy tego typu działania okazywały się skuteczne. W latach 60. ONZ próbowało całkowicie wyizolować Republikę Południowej Afryki ze względu na politykę apartheidu. Zakazano nie tylko kontaktów handlowych, ale zerwano też połączenia lotnicze i morskie. Mimo to RPA poradziło sobie z tą sytuacją, zaczęto samodzielnie wytwarzać paliwa syntetyczne, a nawet je eksportować. Kryzys naftowy z lat 70. wywołany wojną Jom Kippur trudno uznać za sukces dla którejkolwiek ze stron. Odcięcie dostępu do pomocy medycznej, żywności i wody przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników dla Iraku w latach 90. z powodu podejrzenia o użycie broni chemicznej przez Saddama Husajna doprowadziło do kryzysu humanitarnego, w związku z czym zaprzestano tego dla dobra ludności cywilnej. Sankcje gospodarcze wystosowywane od lat przez Zachód wobec Iranu nie powstrzymały go przed kontynuowaniem pracy nad własnym programem atomowym, w tym rozmieszczania jego zasobów w ośrodkach w różnych częściach kraju w celu oszukania komisji powołanych do jego kontroli i dezorientacji opinii publicznej. Po aneksji Krymu przez Federację Rosyjską w 2014 r. zawrzało i rozpętała się obustronna wojna na sankcje – tymczasem dzisiaj Rosja swobodnie handluje z Niemcami czy Francją, chlubi się swoją niezależnością i nie czuje się w żaden sposób zastraszona. Jak się więc okazuje, tego typu działania mało kiedy odnoszą sukces. Bardzo często któraś ze stron ulega presji. Czasem jest to po prostu nieopłacalne.
Izrael to państwo zdecydowanie nowoczesne i rozwinięte, w strukturze zatrudnienia dominują korporacje i liczne start – upy, firmy z branży informatycznej, farmaceutycznej, jubilerskiej czy militarnej. Inwestorzy z całego świata dążą do partnerstwa z przedsiębiorcami izraelskimi, spotykają się na konferencjach i giełdach kooperacyjnych, widzą w tym układzie wiele szans i korzyści. Nie interesuje ich wówczas polityka tego państwa wobec Palestyńczyków czy jego wewnętrzne problemy, chociażby konflikt między świecką a religijną częścią społeczeństwa. Czy powinno być to przedmiotem handlowych dyskusji? Utrata kilku potencjalnych partnerów nie oznacza załamania całej gospodarki ani znaczących strat. Bardziej chodzi o stosunek do samego państwa i problemy wizerunkowe z jakimi musi się ono zmagać.
Embargo zamiast wojny?
Ideą stosowania sankcji, bojkotu i wycofania inwestycji jest nie tylko wyrażenie sprzeciwu wobec postępowania jakiegoś państwa, ale i alternatywa dla prowadzenia wyczerpujących konfliktów wojennych. Oczywiście najlepiej gdyby były one wprowadzane w sposób przemyślany, uzgodniony z innymi partnerami, rozpatrywany w perspektywie dłuższego okresu czasu, ze świadomością jakie skutki może przynieść. W przeciwnym razie może wywołać coś zupełnie odwrotnego – kryzys, frustrację, biedę, a kiedy indziej – obojętność i brak reakcji. W tej sytuacji kanały dyplomatyczne okazują się jednak skuteczniejsze.
Na płaszczyźnie biznesowej polityka ma spore znaczenie, ale tylko do pewnego momentu. Nie można dzisiaj całkowicie odciąć się i zerwać ze sobą stosunków – żyjemy w zglobalizowanym świecie i zbyt wiele nas łączy. Ograniczenie kontaktów w imię idei wydaje się być słuszne
i sprawiedliwe, ale bardzo często – zwyczajnie nierealne. Wiele wspólnych przedsięwzięć będzie kontynuowanych mimo wszystko. Również dla normalnego funkcjonowania ludności Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy konieczne są regularne kontakty gospodarcze i wsparcie ze zarówno ze strony izraelskiej, jak i amerykańskiej (choć ta jest stopniowo ograniczana). Dlatego każda forma „kary” za popieranie terroryzmu i nieposłuszeństwo w postaci ograniczenia pomocy doprowadziłaby do kryzysu i wywołała kolejną falę krytyki wobec Izraela, który odmawia Palestyńczykom prawa do godnego życia.
Mówi się, że światem rządzą pieniądze i to one mają kluczowe znaczenie w kreowaniu politycznego obrazu naszej rzeczywistości. Byłoby dobrze, gdyby międzynarodowe inicjatywy, także gospodarcze, służyły budowaniu pokoju, a nie dalszej dyskryminacji i wywoływaniu zamieszania na rynkach.
Dodaj komentarz