Izrael stoi w miejscu
Izraelska scena polityczna już od roku znajduje się w impasie. Rządząca partia Likud i opozycyjna koalicja Niebiesko-Białych zaciekle rywalizują od wiosny zeszłego roku, walcząc o wyborców i możliwość utworzenia rządu. W poniedziałek 2 marca br. Izraelczycy po raz trzeci w ciągu roku poszli do urn. Po to, aby wyłonić partię, która miałaby poprowadzić kraj w kolejnej kadencji Knesetu. Wygląda jednak na to, że znowu się nie powiodło, chociaż frekwencja była wyższa niż w poprzednich wyborach, które odbyły się we wrześniu, gdyż wyniosła aż 73 procent.
Wyższa frekwencja nie przekłada się mimo wszystko na lepszy wynik jednej lub drugiej strony sporu. Wyliczenia komisji wyborczych już wyraźnie wskazują, że obecny premier Benjamin Netanjahu nie utworzy stabilnej koalicji rządowej. Oficjalne wyniki zostaną dopiero ogłoszone 10 marca, ale w chwili obecnej zliczone zostały głosy z wszystkich komisji i wymagane będzie ponowne przeliczenie jedynie w sześciu spośród nich. Likud, którym Netanjahu dowodzi już od 2005 roku, kiedy objął schedę po Arielu Szaronie, uzyskał 36 mandatów i został największą siłą w Knesecie. Ale co z tego, jeśli praktycznie identyczny wynik udało się uzyskać zarówno we wrześniu, jak i w kwietniu? Osiągalna dla Netanjahu koalicja poskładana z partii prawicowych i religijnych może liczyć zaledwie na 58 miejsc, czyli o trzy za mało, aby osiągnąć parlamentarną większość i przegłosować opozycję.
W takiej sytuacji naturalnym ruchem byłaby próba przekupienia jednej z partii opozycyjnych jakimś atrakcyjnym resortem. Tutaj jednak sprawy się komplikują, gdyż wybór dowolnego obozu najprawdopodobniej doprowadzi do ucieczki innego ważnego koalicjanta. Główny konkurent Likudu, koalicja Niebiesko-Białych, uzyskał 33 mandaty. Obie partie mogłyby z powodzeniem wspólnie rządzić krajem, ze względu na całkiem zbliżone programy, chociaż publicyści, zwłaszcza zachodni, dzielą je, wliczając Likud do partii prawicowych a Niebiesko-Białych do bloku centrolewicowego. Jednak dowodzona przez Beniego Ganca koalicja nie poprze Likudu przynajmniej do momentu, w którym ugrupowaniu przewodzi Netanjahu. Główną koncepcją i motorem powstania Niebiesko-Białych jest odsunięcie od władzy obecnego premiera w obliczu jego zarzutów korupcyjnych.
Netanjahu, w rozszerzaniu koalicji, może więc wybierać jedynie spośród Lewicy, tj. Zjednoczonej Listy Arabskiej i Israel Beitenu. Partie arabskie można odrzucić już na wstępie, ze względu na brak zaufania jaki od zawsze panuje między nimi a izraelską prawicą. Lewica może się różnić programowo od Likudu, ale główny konflikt ideologiczny ma z religijnymi partiami, bez których urzędujący premier nie będzie mógł zbudować żadnej koalicji kontynuującej jego linię programową.
Jeszcze rok temu naturalnym kandydatem do rządu byłby Awigdor Lieberman, przewodniczący zrzeszającej głównie rosyjskich Żydów partii Israel Beitenu (Nas Dom Izrael). Dzisiaj jednak taki polityczny mariaż jest wykluczony, również ze względu na niemożliwy do osiągnięcia kompromis w kwestii obowiązku służby wojskowej, jaki na ortodoksyjnych Żydów chciałby nałożyć Lieberman. Od tego konfliktu rozpadł się rząd pod koniec 2018 roku, kiedy to partie ortodoksyjne opowiedziały się przeciwko przepisom, które próbował wprowadzić przewodniczący Israel Beitenu, będący wówczas ministrem obrony. Jeśli Netanjahu będzie chciał znowu nawiązać współpracę z Liebermanem, to rozpocznie bardzo trudną dyplomatycznie rozgrywkę. Najprawdopodobniej oznacza to jednak wybór między 16 mandatami ortodoksyjnych Żydów a 7 należącymi do partii związanej głównie z Izraelczykami wywodzącymi się z krajów byłego Związku Radzieckiego. Jak widać, mimo że po ogłoszeniu pierwszych exit poll Netanjahu oznajmił, że osiągnął najważniejsze zwycięstwo w życiu, najprawdopodobniej wcale nie zwyciężył.
Ciążące na premierze zarzuty korupcyjne wcale nie upraszczają sytuacji. Już 17 marca rozpocznie się proces, w którym Bibi odpowie za trzy osobne sprawy. W Izraelu stan oskarżenia nie pozwala na obejmowanie funkcji ministra; nie ma jednak przepisu, który zabraniałby osobom z zarzutami przestępczymi piastowania stanowisko premiera. Opozycja próbuje to zmienić, a jej liderzy chcą wprowadzić ustawę, która uniemożliwi oskarżonym obejmowania urzędu szefa rządu. Netanjahu twierdzi, że ten przepis jest wymierzony osobiście w niego, stąd nie powinien być wprowadzany w życie. Ale Barak Medina, prawnik i rektor Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, zapytany przez „Jerusalem Post” powiedział, że przepis miałby odnosić się do każdego oskarżonego, więc nie można traktować go jako osobistej vendetty.
Aby uruchomić nowe, prawo opozycja musi uzbierać większość parlamentarną 61 posłów, którzy poprą ustawę. Choć blok jest podzielony i niekoniecznie zgodny ideologicznie, co uniemożliwia mu stworzenie koalicji rządowej, to zarówno Niebiesko-Biali, prawicowy Israel Beitenu, jak również Lewica i Arabowie zgadzają się w jednym. Priorytetem dla nich jest odsunięcie od władzy Netanjahu, zanim wykorzysta on pozycje w rządzie do uzyskania immunitetu od zarzutów i uniknięcia procesu, który może nie tylko zniszczyć jego reputację, ale także poważnie podkopać wiarygodność polityczną Likudu.
W obliczu braku konstytucji regulującej aspekty systemu politycznego, parlament Izraela kieruje się żelazną zasadą mówiącą, że dowolnych 61 posłów może wprowadzić nowe prawo. Jeśli dojdzie do takiej sytuacji to w obronie premiera może stanąć jedynie Sąd Najwyższy, z którym Bibi jest skonfliktowany. Chociaż sędziowie odrzucili dwie petycje w sprawie zablokowania objęcia urzędu premiera przez Netanjahu po wyborach, to Izraelczycy nadal pamiętają, że w 2019 roku premier chciał wprowadzić prawo gwarantujące mu immunitet od wyroków sądów; podobnie jest w przypadku urzędu prezydenta.
Ta próba rozmontowania systemu spotkała się z protestami, podczas których obywatele wyszli na ulice. Netanjahu wycofał się z proponowanego przepisu, jednocześnie podając, że to media wprowadziły ludzi w błąd. W maju ubiegłego roku dziennik „Haarec” ogłosił, że wśród parlamentarzystów Likudu krąży dokument mający być projektem takiego prawa. Gideon Saar, były minister edukacji, a także główny rywal Netanjahu w walce o pozycję lidera Likudu, oznajmił, że członkowie partii są zaniepokojeni nową koncepcją. Sąd Najwyższy może w związku z tym nie być skory, by pomóc Netanjahu w utrzymaniu stanowiska premiera. Mimo to, jeśli w trakcie procesu Bibi zostanie uniewinniony, dalej będzie mógł zajmować pozycję szefa rządu. Trudno oczywiście przewidzieć, jak w najbliższych miesiącach będzie wyglądać izraelska polityka. Likud uderza jednak w znany ton, domagając się ponownego przeliczenia głosów, czym pośrednio sugeruje, że nieprawidłowości w komisjach wyborczych wpłynęły znacząco na ich wynik. Partia rządząca liczy, że w ten sposób uzyska brakujące jej trzy mandaty.
Właśnie rozpoczyna się Purim, radosne święto, podczas którego ulicami miast Izraela, a także tych miast, w których żyją diaspory Żydów, przejdą kolorowe parady. Purim to także czas cudów. O ile więc nie wydarzy się purimowy cud, który przyniesie Benjaminowi Netanjahu nowe mandaty i zapewni większość w parlamencie, to Izrael czekają kolejne, już czwarte z kolei, przedterminowe wybory.
Autor jest redaktorem portalu Stosunkowo Bliski Wschód: www.stosunkowobliskiwschod.pl
Dodaj komentarz