Kolekcjoner czy inwestor?

Kolekcjoner czy inwestor?

Z moich rozmów i obserwacji wynika, że zasadniczo nie poruszamy tematu sztuki bo uważamy, że się na niej nie znamy. Przecież na sztuce należy się znać by o niej rozmawiać.  To częsty argument jaki słyszę od ludzi wykształconych w innych dziedzinach. W Polsce nie mamy potrzeby oswajania dzieci ze sztuką, skąd więc dorośli mają czuć się swobodnie w tym obszarze? Cała edukacja w temacie sztuk sprowadza się do lekcji plastyki w szkole i czasem jakichś lokalnych konkursów. Nie mamy problemu rozmawiać o polityce, kuchni czy religii (mimo braku wykształcenia w tych obszarach) a jednak sztuka pozostaje czymś nieistotnym w naszym życiu. Są ważniejsze sprawy aż nagle lądujemy na wystawie talerzy Picassa w Muzeum Narodowym w Warszawie i wydaje nam się, że ocieramy się o arcydzieła. A tymczasem Muzeum Narodowe powyciągało kilka talerzy z magazynu. Ze sztuką warto się oswajać i ją poznawać. Raz w życiu odwiedzić muzeum światowego formatu. Sztuka uczy bezinteresowności, zachwytu dla zachwytu, stawia pytania bez oczywistych odpowiedzi. Podejdźmy do sztuki jak do zaproszenia do tajemniczego ogrodu, nie jak do kolejnej encyklopedii pełnej cyfr, nazwisk i danych. Wówczas może zrodzi  się w nas duch kolekcjonera lub inwestora?

Rys. Ewelina Słowińska

Dobra unikatowe były zawsze pożądane przez możnych tego świata. Nie każdy król był Ludwikiem XIV i często obyciewładcy ze sztuką pozostawiało wiele do życzenia ale wielu z nich korzystało z doradców. Ten typ klienta utrzymuje się do dzisiaj – typ kolekcjonera inwestora. Rosyjscy oligarchowie czy amerykańscy milionerzy mają swoich doradców, którzy budują ich rodowe kolekcje. Jest też inna grupa kolekcjonerów, którzy działają na rynku dzieł sztuki anonimowo, również za pośrednictwem siatki doradców. Podczas gdy rynek handlu dziełami sztuki prezentuje wyniki wielkich domów aukcyjnych, warto pamiętać, że ogromna ilość dzieł sztuki jest przedmiotem handlu na nielegalnym rynku lub w anonimowej strefie, którą tworzą galerie, marszandzi, prywatne muzea, czasem również prywatnie doradcy. Jeśli myślisz o budowaniu kolekcji dzieł sztukiosobiście, spójrz na cały rynek tych dóbr a nie tylko na wycinek, kreowany przez dwa największe domy aukcyjne (Christie’s i Sotheby’s).  Budowa kolekcji to romans do końca życia. Poszukiwanie autentycznych eksponatów, weryfikacja materiałów źródłowych, szperanie po galeriach, odwiedziny w muzeach. Budowanie kolekcji wymaga czasu, wiedzy i cierpliwości. A może być i tak, że po kilkudziesięciu latach, zebrane eksponaty nabiorą również wysokiej wartości.  

O ile, budowanie kolekcji wymaga czasu, to bycie inwestorem już nie. Sam rynek inwestowania w dzieła sztuki jest dość nowym bo same dzieła sztuki od niedawna stały się walutą. Wcześniej były dumą, dowodem prestiżu. Nikt nie kupował obrazu wielkiego mistrza na którym była osoba, z którą nabywcę nic nie łączyło. Ba! Kupowanie tzw. portretu przodka jeszcze do niedawna kojarzyło się z próbą podnoszenia statusu rodziny w społecznej hierarchii. Dziś zakup portretu osoby X pędzla wielkiego mistrza nie nadaje już etykiety bycia nuworyszem. Jest dowodem umiejętnego inwestowania bądź znawstwa sztuki.

A pieniądze z handlu sztuką kuszą bardzo! Wyobrażenie zwrotu z inwestycji nie jest często spotykane ale jest wiele warte. Dzieło Leonarda da Vinci „Salvator Mundi” w 1958 roku sprzedano za 60 dolarów a w roku 2017, dom aukcyjny Christie’s sprzedał go za 450 mln dolarów. Niska cena tego obrazu w 1958 roku wynikała z niewiedzy właściciela o autorze sprzedawanego przez niego obrazu. Dziś właścicielem obrazu Leonarda da Vinci jest saudyjska rodzina królewska a obraz znajduje się w muzeum Louvre w Abu Dhabi. Obraz od miesięcy jest ukryty przed zwiedzającymi, co rodzi falę spekulacji i podejrzeń a tym samym podnosi wartość tego obrazu. Nic tak nie wpływa na ceny dóbr unikatowych jak powiew skandalu, tajemnicy i hazardu. O wypożyczenie obrazu wystąpił paryski Louvre, który przygotowuje ogromną wystawę na część Leonarda da Vinci na jesieni 2019 roku. Do tego czasu zatem obraz może pozostać w ukryciu aby podnieść rangę wydarzenia o jego powrocie na swoje miejsce bądź wypożyczeniu na paryską wystawę. Kradzież obrazu podnosi jego cenę oraz czyni eksponat niezwykle pożądanym – czego przykładem jest historia kradzieży obrazu Mona Lizy. Obrazu, o którym nie mówiono prawie wcale, a którego kradzież sprawia, że ów obraz staje się nagle jednym z najbardziej rozpoznawalnych obrazów na świecie. Kradzieżą Mona Lizy w 1911 roku żyła Europa oraz Stany Zjednoczone. Informacje o poszukiwaniach obrazu były pierwszymi tego typu informacjami w prasie. Wcześniej, prasa informowała o wojnie, o politykach, nigdy o kradzieżach. Prasa rozbudziła w ludziach ciekawość, którą media wykorzystują do dziś w doniesieniach prasowych a Mona Liza na stałe zagościła w kulturze masowej.

Dziś mówimy w Polsce, że nikt by nie ukradł Damy z Gronostajem ponieważ tego obrazu nie da się sprzedać. Nie zawsze ludzie chcą coś posiadać na pokaz albo w celu dalszej sprzedaży. Po kradzieży Mona Lizy z Luwru w 1911 roku, niejaki markiz de Valifierno wraz ze swoim przyjacielem – fałszerzem dzieł sztuki, sprzedał sześciu amerykańskim milionerom kopie Mona Lizy, jako autentyczne dzieło ukradzione z muzeum w Paryżu. Tą kradzieżą żyli wszyscy, prasa bezustannie donosiła o nowych tropach a więc żaden z nabywców falsyfikatu nie miał cienia podejrzenia nawet, że jest ofiarą sprytnej akcji dwójki oszustów. Żaden z milionerów nie zamierzał ani pokazywać nikomu nabytku, ani o nim nawet mówić. Chcieli mieć na własność arcydzieło.

Wartość rynku dzieł sztuki jest trudna do oszacowania ponieważ ogromna ilość transakcji odbywa się poza oficjalnym obiegiem. Nie znaczy to, że są to nielegalne transakcje. Bynajmniej! Jednak w świecie sztuki i wielkich pieniędzy anonimowość nabywców i właścicieli jest bezwzględnie chroniona. Utrata zaufania w tym środowisku jest nieodwracalna. Na przejrzystość rynku cen dóbr unikalnych wpływa również system cen rezerwowych. Temat ten przybliżyli doskonale Łukasz Sawicki i Krzysztof Borowski w książce „Rynek Dzieł Sztuki Podejście Inwestycyjne i behawioralne”. System cen rezerwowych sprawia, że dom aukcyjny może ogłosić oficjalnie cenę sprzedaży danego dzieła ale nie oznacza to, że dany eksponat faktycznie został sprzedany. Jeśli cena rezerwowa była wyższa to dany eksponat nie zmieni właściciela. Cen rezerwowych nie podaje się do wiadomości publicznej.

Przejrzystość cen na rynku sztuki zakłócają również zakupy do kolekcji publicznych. Zakup kolekcji Czartoryskich przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest tego przykładem. Opinia publiczna poznała cenę zakupu lecz ministerstwo ukryło wartość zakupu. Również dotowane zakupy muzealne, które trafiają do magazynów zaburzają przejrzystość cen obrazów artystów dotowanych w ten sposób. Fakt, że muzeum X kupiło obraz danego artysty nie musi oznaczać, że należy teraz inwestować właśnie w obrazy tego artysty. „Zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie liczą przeszło 890 tys. obiektów, z których eksponowanych jest niespełna 1 %. Reszta znajduje się w magazynach – powiedział PAP prof. Jerzy Miziołek, dyr. Muzeum Narodowego w Warszawie” . Mając świadomość, że muzea kupują eksponaty przeznaczone do złożenia do magazynu nie powinniśmy tego kryterium przeceniać przy inwestowaniu własnych środków.

Inwestowanie w dobra unikalne to trochę zabawa dla miłośników adrenaliny. Rzeczoznawcy, pochodzenie eksponatu, oszacowanie, koszty transakcyjne, aukcje, zwrot z inwestycji, doradcy, marszandzi, zaufanie bądź jego brak. A przy kompletnej porażce, zawsze można wyjść z twarzą, że od dzisiaj jest się kolekcjonerem i nie ma znaczenia, że obraz jest przepłacony bo „zakochałem się w tym obrazie i ma on wartość dla mnie nie do oszacowania”. Takiego podejścia do sztuki – Państwu życzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

Skip to content