Kwiat paproci, a sprawa polska

Kwiat paproci, a sprawa polska

W grudniu 1990 r., na długo przed przystąpieniem Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego, stworzone zostały ramy prawne umożliwiające polskim oficerom i podoficerom, ale także podchorążym – kandydatom na żołnierzy zawodowych, zdobywanie wiedzy na prestiżowych, wojskowych uczelniach w Stanach Zjednoczonych. Stało się to możliwe dzięki dyplomatycznym wysiłkom grupy polskich wizjonerów, a formalnym krokiem otwierającym ten obszar polsko-amerykańskiej współpracy wojskowej, było porozumienie osiągnięte w trakcie wizyty w Warszawie ówczesnego zastępcy sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych, Dick’a Cheney’a. Polska została objęta programem Międzynarodowego Wojskowego Kształcenia i Szkolenia (International Military Education and Training, IMET), sponsorowanym w całości przez USA. Przez prawie 29 lat tysiące polskich żołnierzy uzyskiwało dyplomy niezwykle wartościowych studiów, kursów i szkoleń, ale przede wszystkim wiedzę, doświadczenie i osobiste kontakty, bez których funkcjonowanie Polski w NATO oraz polsko-amerykańska współpraca wojskowa, a zwłaszcza współdziałanie w operacjach poza granicami kraju – byłoby o wiele trudniejsze.

Program IMET prowadzi i finansuje Agencja Współpracy w zakresie Bezpieczeństwa Obronnego (Defense Security Cooperation Agency, DSCA) Departamentu Obrony USA. Nie robi tego charytatywnie, ale realizując strategiczne interesy bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, poprzez rozwój specyficznych zdolności obronnych wybranych partnerów, tworzenie relacji i zapewnianie dostępu[1]. Dla Amerykanów było czymś oczywistym, że pogłębiona współpraca wojskowa jest możliwa tylko z partnerami, u których obowiązują rządy prawa i wysokie standardy etyczne.

W 1995 r. w ramach programu IMET, zorganizowano dla polskich oficerów wyższy kurs pt. „Rządy prawa i operacje koalicyjne” („The rule of law and coalition operations”). Ideą kursu, adresowanego do dowódców i oficerów wyższego szczebla oraz wojskowych prawników, było uświadomienie znaczenia rządów prawa poprzez porównanie systemów prawnych funkcjonujących w armii USA i Wojsku Polskim, roli wojska w systemie demokratycznym, w tym znaczenia cywilnej, demokratycznej kontroli nad siłami zbrojnymi oraz przestrzegania wysokich standardów etycznych w siłach zbrojnych. Wśród tematów nie zabrakło prawnych podstaw prowadzenia operacji poza granicami kraju, porozumień o statusie sił, standardów zachowania w wojsku, a nawet prawnych aspektów ochrony środowiska. Tygodniowe warsztaty podsumowujące kurs, które odbyły się w Warszawie we wrześniu 1995 r., poprzedzone zostały dwoma wizytami studyjnymi dla kilkunastoosobowej, polsko-amerykańskiej grupy organizacyjnej, najpierw w Polsce, a następnie w USA.

Zarówno wizyty studyjne, jak i warsztaty obfitowały w anegdotyczne wręcz przykłady „zderzenia cywilizacji”. Na przykład, usiłując zrozumieć polski system, Amerykanie zadawali w trakcie wizyty w Polsce te same pytania w różnych odwiedzanych instytucjach i – ku swojemu najwyższemu zdziwieniu – uzyskiwali sprzeczne odpowiedzi. Dotyczyło to spraw tak zasadniczych, jak np. pytania o istnienie oddzielnych więzień dla oficerów. Odpowiedzi uzyskane w MON oraz w Ministerstwie Sprawiedliwości były sprzeczne!

Z kolei, dla strony polskiej dużym przeżyciem było doświadczenie obserwowania na żywo dwóch prawdziwych rozpraw przed amerykańskim sądem wojskowym. Zaskakiwało tempo ich prowadzenie i jakość przygotowania stron procesowych. Gdy w trakcie jednej z nich prokurator niechcący wyraził jakąś wątpliwość odnośnie do winy żołnierza, sędzia natychmiast zakończył rozprawę uniewinniając oskarżonego z krótkim uzasadnieniem: „wina musi zostać udowodniona ponad wszelką wątpliwość!”.

Inną ciekawostką wojskowego prawa w USA okazał się bieg czasu dezercji, przerywany dopiero schwytaniem dezertera lub jego dobrowolnym zgłoszeniem. Dezercja nie ulegała przedawnieniu – mogła zatem być liczona w latach. Polska grupa obserwowała taką właśnie rozprawę, gdzie żołnierz sam się zgłosił przed oblicze sprawiedliwości po kilku latach od aktu dezercji z wojska, przestraszony nieuchronnością i stale rosnącą wysokością grożącej mu kary. A przecież w warunkach armii całkowicie zawodowej, jaką były już wówczas siły zbrojne USA – służbę wojskową podjął jako ochotnik! Przekaz był jednoznaczny: w państwie prawa możesz zostać ukarany za niedotrzymanie zobowiązań, nawet jeżeli podjąłeś je ochotniczo, z własnej woli.

Dla polskich prawników wojskowych trudna do zaakceptowania była również struktura i relacje podległości w amerykańskich wojskowych biurach śledczych, w których prokuratorzy i adwokaci mieli tego samego przełożonego. Z polskiej perspektywy był to przykład konfliktu interesów. Trudno było zrozumieć, że wysokie standardy są wystarczającym zabezpieczeniem obiektywizmu procesowego.

Najciekawsza dla strony polskiej okazała się rola wojskowych doradców prawnych w Siłach Zbrojnych USA. Podczas spotkania ze zwierzchnikiem wojskowego wymiaru sprawiedliwości Sił Powietrznych USA (The Judge Advocate General, U.S. Air Force) – instytucji nie znanej w Polsce – szef polskiej delegacji w stopniu generała brygady poprosił o przykład doradztwa prawnego na tak wysokim szczeblu. Amerykański generał przytoczył sytuację sprzed zaledwie kilku dni, gdy dowódca Sił Powietrznych USA zapytał go, czy może zabrać rodzinę na pokład prawie pustego samolotu transportowego, którym miał lecieć służbowo do Europy. Dowódca argumentował, że samolot i tak leci, pustych miejsc jest pod dostatkiem, a żona nigdy nie była w Europie i marzy jej się taka podróż. Generał-prawnik odpowiedział: „Panie Generale, nie mogę Panu zabronić, ale … nie radzę! Nie istnieje formuła rozliczenia takiego przelotu, nie na to idą pieniądze podatników. Ryzykuje Pan utratę stanowiska.” Nie trzeba dodawać, że dowódca posłuchał rady prawnika. Szkoda, że w Polsce prawie trzydzieści lat później rada amerykańskiego generała nadal musi być przypominana.

Odrabiając lekcje przed przystąpieniem do NATO, Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej przeszły fundamentalne przemiany nie tylko w obszarach stricte wojskowych, ale także w sferze prawnej. Diametralnie zmieniono system dyscyplinarny, eliminując np. możliwość pozbawiania żołnierzy wolności bez wyroku sądu. Wprowadzono system cywilnej kontroli nad wojskiem (chociaż pozostało tu jeszcze wiele do zrobienia). Sformułowano od nowa podstawy prawne udziału wojska w operacjach poza granicami państwa, w tym zasady użycia broni (Rules of Engagement, ROA). Nie ustrzeżono się, rzecz jasna, błędów lub działań budzących prawne wątpliwości, jak chociażby zaangażowania w operację iracką, bez jednoznacznego mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ. Wiele rozwiązań, na przykład konieczność opracowywania dedykowanych zasad użycia broni dla konkretnej misji w oparciu o jej mandat, wprowadzono zbyt późno.

Trudno jednak odmówić ówczesnym decydentom tak cywilnym, jak i wojskowym, zwłaszcza w okresie bezpośrednio poprzedzającym nasze członkostwo w NATO, dobrej woli i starań, aby wprowadzić w wojsku jak najwyższe standardy prawne i etyczne. Chodziło o zasady, a nie o prawne uregulowanie najdrobniejszych aspektów funkcjonowania sił zbrojnych.

Czyż wobec etosu „oficerskiego słowa honoru” trzeba gdzieś zapisywać, że oficer nie kłamie i nie kradnie? Czy fakt, że samochód służbowy – jak sama nazwa wskazuje – służy do celów służbowych, wymaga prawnego doprecyzowania, czym różni się wykonywanie obowiązków służbowych od prywatnych przejazdów z rodziną? Czy trzeba gdzieś zapisywać, że przywłaszczenie nienależnych świadczeń, to zwykła kradzież?

Wreszcie, czy tak trudno zrozumieć, że atrybuty pełnionego stanowiska, takie jak służbowe środki transportu, służbowy telefon, czy laptop – to odpowiedniki zakorzenionego w polskiej tradycji mitu „kwiatu paproci” służącemu tylko i wyłącznie prawowitemu posiadaczowi oraz, że dotyczy to nie tylko sił zbrojnych?

Do standardów zachowania i etyki służbowej można podchodzić znacznie bardziej serio. W maju 2019 r. brytyjska Królewska Marynarka Wojenna zdymisjonowała bardzo dobrze ocenianego i popularnego dowódcę dumy jej floty, lotniskowca HMS Queen Elizabeth, za to, że w weekendy wykorzystywał do celów prywatnych swój służbowy samochód. Ukarano go mimo, iż płacił za paliwo i był przekonany, że ma do tego prawo.

Inny przykład standardów, do których w Polsce wciąż, niestety, daleko. Kilka lat po wejściu Polski do NATO oficjalną wizytę w Wielkiej Brytanii składała delegacja Ministerstwa Obrony Narodowej RP na czele z ministrem. Strona polska została uprzedzona, że tego dnia w Londynie może dojść do zmian w rządzie, co potencjalnie może zakłócić przebieg wizyty. I rzeczywiście, brytyjski sekretarz obrony otrzymał nominację na inne stanowisko ministerialne, chyba nawet wyższe w hierarchii. Tuż po odwołaniu przyjechał do budynku ministerstwa obrony, krótko pożegnał się z pracownikami ministerstwa w holu głównym i natychmiast opuścił budynek, prawie mijając się z polską delegacją. Jego spotkanie z polskim ministrem obrony zostało jednak odwołane. Polskiej delegacji wytłumaczono, że zgodnie z brytyjskimi zasadami, były już sekretarz obrony nie tylko nie mógł się spotkać z swoim gościem, by nie być posądzonym o podjęcie jakichkolwiek zobowiązań, do których nie miał już prawa, ale nie mógł nawet wejść do swojego gabinetu, aby uniknąć podejrzeń o złożenie jakiegokolwiek antydatowanego podpisu, czy też podjęcie decyzji leżącej w wyłącznej kompetencji sekretarza obrony, którym już nie był. Na pytanie o rzeczy osobiste pozostawione w gabinecie, pełniący zastępczo rolę gospodarza urzędnik ministerstwa wyjaśnił, że ich zwrot, to zwyczajowe zadanie sekretariatów.

Łamanie zasad etycznych i państwa prawa uderza bezpośrednio w podstawy bezpieczeństwa narodowego – z państwami „upadłymi” demokratyczny świat nie współpracuje, zwłaszcza w obszarach tak newralgicznych, jak obronność.

Obserwując niektóre dzisiejsze skandale związane z łamaniem zasad etycznych w siłach zbrojnych i nie tylko, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że potrzebujemy co najmniej przypomnienia, o ile nie powrotu do nauki zasad z początku lat 90-tych, ponieważ ci, którzy je przyswoili – odeszli, a ich następcy wydają się mieć do nich stosunek ambiwalentny. Tymczasem, od mieszania pojęcia służby i pracy, dedykowanych przywilejów z „mi się należy” – tylko krok do mylenia „państwowego” z „prywatnym”, a oficera ochrony ze służącym. Jeżeli do zrozumienia i rozróżnienia tych subtelności nie wystarcza etyka zawodowa, zdrowy rozsądek, dobre wychowanie i zwykła przyzwoitość, nie pomogą nawet najlepsze regulacje prawne.

AUTOR: płk rez. mgr inż. Czesław Juźwik

[1] Defense Security Cooperation Agency, Mission, Vision and Values: DSCA administers security cooperation programs that support U.S. policy interests and objectives identified by the White House, Department of Defense, and Department of State. These objectives include developing specific partner capabilities, building alliances and partnerships, and facilitating U.S. access. https://www.dsca.mil/about-us/mission-vison-values, (dostęp: 10 września 2019 r.).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

Skip to content