Nic się nie zmieni. Wybory prezydenckie w Afganistanie

Nic się nie zmieni. Wybory prezydenckie w Afganistanie

28 września miliony Afgańczyków będą mogli oddać swój głos na jednego z blisko dwudziestu kandydatów. Jeśli któryś z nich nie zdobędzie większości bezwzględnej, dwóch z najlepszym wynikiem czeka druga tura. Naród, który od 40 lat jest pogrążony w wojnie, po raz czwarty wybierze swojego przywódcę.

Oficjalny start kampanii miał miejsce 28 lipca br. W ciągu tego dwumiesięcznego okresu tylko trzech kandydatów zdecydowało się na taki rodzaj promocji swojej osoby, jaki znamy z krajów zachodnich, tj. spotkania z wyborcami. Dwóch z nich liczy się najbardziej w tym wyścigu: obecny prezydent Aszraf Ghani i „dyrektor generalny” kraju – Abdullah Abdullah. Trzeci kandydat, Enajatullah Hafiz, się nie liczy. Urzędujący prezydent idzie do wyborów z hasłem „Budowniczy państwa”. Twierdząc, że ukrócił „dominację pieniądza, siły i opresji” w afgańskim systemie politycznym, podczas drugiej kadencji nadal chce wdrażać „prawo i sprawiedliwość”. Tych zasług odmawia mu Abdullah Abdullah, sprawujący urząd quasi-premiera kraju (urzędu „premiera” per se nie ma w konstytucji, funkcja „dyrektora generalnego” powstała w ramach porozumienia obu kandydatów przed pięcioma laty). Twierdzi on, że prezydent ma „podwójne standardy” w walce z korupcją – ma tu na myśli m.in. przypadek byłego ministra komunikacji Abdula Razeka Wahidiego, który został uniewinniony w połowie lipca. Obaj kandydaci zmierzyli się w 2014 roku – wtedy I turę zdecydowanie wygrał Abdullah, lecz koniec końców to Ghani został zwycięzcą całych wyborów. Abdullah, występujący pod hasłem „Stabilność i jedność”, chce wprowadzić oficjalną funkcję premiera (w kontrze do Ghaniego, dążącego do wprowadzenia scentralizowanego systemu prezydenckiego). Do wyborów idzie ze wsparciem generała Abdula Raszida Dostuma, będącego jedną z najważniejszych postaci w historii współczesnego Afganistanu. Nieformalny przywódca afgańskich Uzbeków wsławił się w walkach z talibami, a od pieciu lat jest… wiceprezydentem u boku Ghaniego.

Trzecia droga? Tegoroczne wybory dosadnie pokazują dominację dwóch nazwisk. Ale nie tak miało być. Do sierpnia czarnym koniem wyborów miał być Mohammad Hanif Atmar. W młodości pracował dla KhAD (służba bezpieczeństwa za rządów komunistycznej Ludowo-Demokratycznej Partii Afganistanu), w latach 90. XX wieku kształcił się w Wielkiej Brytanii, by po upadku reżimu talibów wrócić do ojczyzny i pracować jako minister odbudowy, minister edukacji czy minister spraw wewnętrznych. W administracji Ghaniego przez niemal cztery lata był doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Technokrata startował na prezydenta Afganistanu mając u boku byłego wiceprezydenta Junusa Kanuniego i byłego zastępcę „dyrektora generalnego” Muhammada Mohakika. Jego platforma „Pokoju i modernizacji” uzyskała wsparcie wielu dawnych mudżahedinów (a więc tych, przeciwko którym Atmar walczył w latach 80. XX wieku). Dzięki jego kandydaturze wynik wrześniowych wyborów był zdecydowanie bardziej niepewny. I co? W sierpniu zawiesił on swoją kampanię ze względów bezpieczeństwa. Wskazywał też, że proces pokojowy między talibami a rządem afgańskim powinien być ważniejszy niż same wybory. Istotny jest jednak fakt, że w jego obozie doszło do różnych tarć w sprawie obsady urzędów po ewentualnie wygranych wyborach. I choć na kartach do głosowania drużyna Atmara się pojawi, to jednak nie ma ona większych szans na zwycięstwo. Może oprócz Mohakika, który pod koniec sierpnia przeszedł do obozu Abdullaha.

Znani, acz bez szans? Wśród kandydatów na prezydenta jest wiele znanych nazwisk. Pierwszy raz kandyduje np. „rzeźnik Kabulu”, były premier Afganistanu – Gulbuddin Hekmatjar. Ten oportunistyczny polityk, który aż do umowy z rządem afgańskim w 2016 roku wspierał talibów, może i nie ma dużych szans na zwycięstwo, ale nadal cieszy się pewną pozycją w kraju. Dobry wynik w wyborach pokaże czy na fundamentach zbudowanych podczas interwencji radzieckiej nadal można bazować w tak zmiennym środowisku politycznym. W wyborach startuje również brat bohatera Afganistanu, Ahmada Szaha Masuda, Ahmad Wali. Wiele mu jednak brakuje do pozycji brata, natomiast zawieszenie kampanii Atmara może działać na jego korzyść, biorąc pod uwagę, że wielu działaczy w obozie Atmara pochodziło z Jamiat-e Islami – partii, której jednym z liderów był zamordowany brat Masuda. Jednak większość z nich najpewniej wybierze Abdullaha.

Zmiany i reformy Głównymi postulatami kandydatów są reformy konstytucyjne. Niektórzy chcą wprowadzić urząd premiera (Abdullah), inni zaś kanclerza (Atmar, Masud). Jedni chcą decentralizacji i federalizacji kraju (Rahmatullah Nabil, Abdul Latif Pedram), a inni zwiększenia kompetencji władz centralnych (Ghani, Hekmatjar). Dużo mówi się o wprowadzeniu pozycji trzeciego wiceprezydenta. Miałoby to sens, jeśli prezydentem zostałby Pasztun (stanowią oni około 40% populacji kraju), a tak się składa, że wszyscy kandydaci, podobnie jak przed pięcioma laty, są właśnie nimi z pochodzenia (przy czym Abdullah pochodzi z mieszanej, pasztuńsko-tadżyckiej rodziny). Stanowiska wiceprezydentów przypadałyby wówczas przedstawicielom trzech kolejnych grup etnicznych: Tadżykom (ok. 33% społeczeństwa), Hazarom (ok. 12% społeczeństwa) i Uzbekom (ok. 8% społeczeństwa). Niektórzy kandydaci, między innymi Atmar czy Ghani, zaprezentowali też kandydatów na trzeciego wiceprezydenta w momencie rozpoczęcia kampanii.

Afgańska komisja wyborcza poinformowała, że koszt przeprowadzenia tych wyborów będzie oscylować w okolicach 5 milionów dolarów. Dodatkowe 3 miliony dołożyły niektóre kraje sąsiednie oraz Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Kadencja prezydenta Ghaniego kończy się dzień po wyborach – nikt nie spodziewa się, żeby wyniki były znane tak szybko, wobec czego Afganistan czekać ma rząd przejściowy. Cokolwiek by się nie wydarzyło, ktokolwiek nie zostanie wybrany, w tym kraju nadal jednak się nic nie zmieni. Przedstawiciele nadal będą liczyli na jak największe korzyści dla swoich etniczności. Politycy z różnych stron afgańskiej polityki i z różną przeszłością nadal będą zawierać kompromisy, byle tylko nie stracić wpływów (a przy okazji, by państwo się nie rozpadło). Jest jednak iskierka nadziei, że jakieś reformy zostaną wdrożone, a Afganistan znajdzie odrobinę spokoju po 40 latach niekończących się konfliktów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

Skip to content