Odyseja Ślązaka jeszcze długo się nie zakończy
Pierwszemu wyjściu w morze okrętu patrolowego Ślązak towarzyszyła niewielka feta na pirsie pilotowym portu w Gdyni. Był szampan fundowany przez jednego z byłych budowniczych okrętu. Tylko, czy już jest co świętować?
Stępkę pod budowę Ślązaka położono, w obecności ówczesnego premiera Leszka Millera, 28 listopada 2001 roku. Okręt ma więc 17 lat, ale dopiero teraz rozpoczyna próby stoczniowe w morzu. Aby wymienić wszystkie czarne charaktery, przez które epopeja korwetowa tak długo już trwa potrzeba co najmniej kilkunastu stron. Kosztowała już zresztą polskiego podatnika 1144 mln złotych. A to nie koniec. W Ślązaka, by spełniał swoje funkcje, trzeba będzie jeszcze niemało zainwestować.
Do klęski projektu przyłożył się niemal każdy, kto dzierżył władzę i miał coś do powiedzenia w sprawach obronności lub budżetu od 2001 roku: głównie politycy, ale także wojskowi i przemysł stoczniowy. Z planowanej na początku pełnowartościowej korwety Gawron wyszedł nam w końcu patrolowiec Ślązak. Jego twórcy mają co prawda ambicje by patrolowiec stał się pełnowymiarowym okrętem bojowym. Niestety mam wrażenie, że ostatecznie stanie się jedynie jednostką o charakterze hałaśliwego pudelka i dyskusyjnej przydatności dla potrzeb Marynarki Wojennej. W dodatku niezwykle będzie on drogim pudełkiem – w sumie koszy okrętu to 1230 mln zł.
Na temat modernizacji floty, projektu, budowy korwety i związanych z tym perturbacji sporo już powiedziano i napisano podpierając się analizami, faktami i porównaniami, więc to nie będzie głównym tematem komentarza. Nie powstrzymam się jednak od następującej uwagi: osobiście mam największe pretensje do dwóch polityków, ministra obrony Bogdana Klicha, który kontynuował budowę jednostki „metodą beznakładową” oraz premiera Donalda Tuska, który nazwał projekt „najdroższą motorówką świata”. Do tego dochodzą, nieznani mi z nazwiska, urzędnicy obecnego MON-u, którzy przy przejmowaniu upadłej stoczni w Gdyni przez Polską Grupę Zbrojeniową, dosłownie „zgubili” Ślązaka, przez co jego proces produkcyjny został wstrzymany niemal na rok.
Warto sobie jednak uświadomić, że do – mam nadzieję – pozytywnego finału sprawy budowy tego okrętu, jest jeszcze dość długa droga, zapewne jak dotychczas pełna raf i burz.
PGZ – obecny właściciel Stoczni Wojennej – który jest jednym z wykonawców okrętu w jednym z komunikatów podał, że „zakończył się pierwszy etap prób okrętu patrolowego „Ślązak” – próby stoczniowe. 14 listopada 2018 r. ORP „Ślązak” po raz pierwszy wypłynął z portu, co oznacza, że rozpoczęły się próby morskie okrętu”. Nie jest to do końca zgodne z prawdę. Przede wszystkim tzw. próby stoczniowe, które można inaczej nazwać próbami zakładowymi składają się z wielu etapów m.in. prób mechanizmów na uwięzi, czy próby w morzu. I tutaj ponownie mamy wiele etapów prób morskich i wiele kolejnych problemów do przetestowania i sprawdzenia.
W skrócie: kontroli i przetestowaniu podlegać musi wszystko, z czym okręt i załoga spotka się podczas swojej służby. Od spraw nautycznych, czyli zdolności do poruszania się, pomiarów osiągów mechanizmów, próby obciążeniowe siłowni i agregatów, poprzez sprawdzenie systemu walki, łączności, nawigacji, skuteczności systemu zarządzania okrętu z jego serca czyli Bojowego Centrum Informacyjnego i siłowni. Dalej są tak banalne rzeczy, jak oświetlenie awaryjne i ergonomia koi marynarskich (na przykład to, czy podczas alarmu coś nie zasłania źródła oświetlenia), a także zdolności okrętowej kuchni do wydawania posiłków.
Miałem okazję obserwować podobny proces, a przynajmniej kilka jego składowych, podczas odbiorów przez Marynarkę Wojenną okrętu logistycznego ORP Kontradmirał Xawery Czernicki. Każdy szczegół w tym procesie jest ważny. Żadnego nie można pominąć lub lekceważyć, ponieważ od jakości wykonania kontraktu i zgodności organizacji pracy na okręcie z Regulaminem Służby Okrętowej zależeć może w przyszłości życie marynarzy. Oczywiście najważniejsze są systemy walki, kilometry kabli, sensory, efektory i dziesiątki wielofunkcyjnych konsol, włącznie z uzbrojeniem. Aczkolwiek uzbrojenie w wypadku takiego okrętu jest mało skomplikowane, choć w Polsce stanowi novum.
Wracając do prób stoczniowych: testowanie, sprawdzanie, ocenianie, napinanie norm i wyciąganie z urządzeń, tego, co tylko się tylko da, zmierza też do tego, by napisać coś w rodzaju instrukcję obsługi dla jednostki. Przygotowanie dokumentacji jest także elementem kontraktu i dokumentacja trafia do odbiorcy razem z jednostką. Ten proces nie obejdzie się, co wiem z doświadczenia, bez mniejszych lub większych wpadek oraz konieczności usuwania usterek i niedoróbek. Powód jest prosty, okręt wojenny to bardzo skomplikowane narzędzie, które składa się z wielu zaawansowanych systemów. Całość, w przypadku Ślązaka, waży 1800 ton. Program prób musi więc przewidywać, że niektóre elementy będą testowane po wielokroć – po wcześniejszych naprawach lub usprawnieniach. Dla przykładu: próby stoczniowe oraz zdawczo-odbiorcze, których dokonuje specjalna komisja powołana przez MON (jest to kolejny etap realizacji kontraktu na okręt, o czym za chwilę), dla mniejszego gabarytowo niszczyciela min ORP Kormoran, który wybudowano w przewidzianym kontraktem czasie i wg pierwotnego projektu, przez autoryzowanych wykonawców i poddostawców, zaplanowano na około rok. Faktycznie jednak trwały niemal dwa razy dłużej. Należy o tym pamiętać i brać pod uwagę, zważywszy, że w przypadku Ślązaka, pierwotny jego wykonawca nie istnieje, plany budowy zmieniano, wprowadzano przeróbki, część istotnych urządzeń i agregatów zainstalowano w kadłubie 10 lat temu lub dawniej, nie mają więc już nawet gwarancji producenta, a te rozruchowe trzeba było zakupić ponownie za kwotę ok. 16 mln złotych. Co więcej, nawet niektórzy producenci podzespołów już nie istnieją. Mowa o pierwotnym wytwórcę dosyć skomplikowanej przekładni napędu czyli czymś w rodzaju – by to obrazowo uzmysłowić – skrzyni biegów.
Wracamy prób morskich, jako kolejnego etapu prób stoczniowych. Po zakończeniu procesu prób stoczniowych (czyli prób własnych stoczni), następuje etap zdawczo-odbiorczy okrętu. W tym celo MON powoła wieloosobową komisję składającą się ze specjalistów z każdej dziedziny, jaka będzie podlegać odbiorom, od siłowni, po salę opatrunkową i szpitalik okrętowy, od kuchni okrętowej, po systemy uzbrojenia i transmisji danych. Specjalistów będzie więc tylu, ilu tzw. gestorów sprzętu decydowało o tym, co na okręcie należało zainstalować. Na pierwszy ogień pójdzie badanie dokumentacji, przeglądu na uwięzi, badanie dokumentacji z testów w morzu, następnie będą też wieloetapowe próby zdawczo-odbiorcze w morzu. Dodam, że niezwykle żmudne i długotrwałe.
Na tym etapie Ślązak będzie już częściowo obsadzony przez załogę Marynarki Wojennej. Piszę częściowo, bo zazwyczaj nie ma potrzeby wówczas jeszcze obsadzania jednostki pełną, trzyzmianową wachtą morską. Ale kluczowe postaci, jak dowódca, mechanik, bosman okrętowy, dowódcy pionów i działów, specjaliści od systemów siłowni, nautycznych i bojowych, muszą na okręcie być, a poszczególne stanowiska bojowe muszą mieć przynajmniej obsadę pełnej wachty morskiej. Ten etap także będzie czasochłonny, gdyż okręt jest prototypem, więc zupełnym novum dla marynarzy i członków komisji. Takich podzespołów, od uzbrojenia poczynając, przez radary, system walki i łączność, po siłownię w Marynarce Wojennej po prostu jeszcze nie ma.
Na poparcie swojej tezy przytoczę ponownie przykład odbiorów ORP Kormoran, gdzie poza oczywistymi problemami z najbardziej skomplikowanymi systemami walki przeciwminowej, najwięcej nerwów wywołał proces odbioru systemu sygnalizacji zagrożeń i obrony przeciwchemicznej, gdyż odpowiedzialni za ten problem nie byli przygotowani i, na dobrą sprawę, nie wiedzieli, co przyjmują, i jak system ma działać. Dlatego dla świętego spokoju przewlekali odbiór, aż się go ostatecznie nauczyli.
Nie inaczej będzie w przypadku Ślązaka. Z jednej strony będą wpadki, niedoróbki i błędy, a z drugiej postawa zachowawcza, gdyż trzeba będzie złożyć własnoręczny podpis na dokumentach i przyjąć osobistą odpowiedzialność za coś, czego, być może, wcześniej nie widziało się na oczy.
W zawiązku z tym, że okręt będzie jednostką prototypową, możliwe są też konieczne przeróbki lub zastosowanie rozwiązań, które nie były przewidziane w projekcie i kontrakcie. Trzeba będzie te prace lub sprzęt dodatkowo zakontraktować. Takie sytuacje również zdarzyły się przy odbiorach ORP Kormoran. Należy też pamiętać, że to absolutnie normalna sytuacja, ale należy się na nią przygotować i uzbroić w cierpliwość.
Wydaje się więc, że nie można spodziewać się odebrania okrętu szybciej, niż za rok. A to, że odbiory mogą potrwać jeszcze dłużej, też nie powinno nikogo dziwić.
14 listopada jednostka z basenu stoczniowego została wyholowana przez holowniki portowe i była przez nie asekurowana w pierwszej godzinie rozruchu siłowni na Zatoce Gdańskiej. Również przy pomocy holowników została wprowadzona do portu w Gdyni rano 17 listopada, gdy wracała z pierwszego wyjście na morze. Samodzielna próba jej obrócenia się o 180 stopni na portowej obrotnicy, została przez kapitana przerwana. Manewr ten także dokończyły holowniki. Ten przykład nie stanowi o jakości wykonawstwa okrętu lub indolencji cywilnego kapitana. To naturalny proces poznawania właściwości jednostki. Do samodzielnego manewrowania Ślązaka minie trochę czasu i jeszcze kilka razy okręt będzie asekurowany przez holowniki.
Co jeszcze ważne podkreślenia – jednostka nie jest jeszcze okrętem i nie mamy prawa nazywać Ślązaka ORP czyli Okrętem Rzeczypospolitej Polskiej, co czyni PGZ, Stocznia Wojenna i, co jest żałosne, Dowództwo Generalne RSZ. Na razie jest to statek przechodzący próby, pod cywilnym kapitanem, z cywilną załogą, podlegający takim samym prawom, jak każda cywilna jednostka pływająca. Nie zmienia tego fakt, że na jego pokładzie znajduje się uzbrojenie i systemy typowo militarne. Ślązak będzie okrętem dopiero z chwilą pierwszego podniesienia bandery wojennej Rzeczypospolitej Polskiej, gdy na podstawie specjalnego rozkazu zostanie wcielony do składu floty, a dowództwo nad jednostką obejmie oficer Marynarki Wojennej.
Osobiście używam określenia „okręt” zamiennie do nazywania Ślązaka „jednostką pływającą”, bo jakoś „statek” w tym wypadku nie chce mi jednak przejść przez gardło. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone…
Komandor rezerwy Janusz Walczak
FOT. Janusz Walczak/KPR
Mapka: Marine Traffic
Dodaj komentarz