Paragraf 22 w wydaniu Ministerstwa Obrony Narodowej
Polityka wszędzie związana jest z walką o zdobycie, albo o utrzymanie władzy. Politycy w tej walce czasami używają twardych argumentów, czasami kierują nimi emocje. Ale są dwie zasadnicze kwestie, o których każdy polityk musi pamiętać. Po pierwsze, że w polityce można walczyć używając różnych metod i sposobów, ale nie wolno łamać prawa. I po drugie, ze jeśli się sprawuje władzę, to trzeba pamiętać, ze nie jest ona dana raz na zawsze. Kiedyś przyjdzie inna władza. Może rozliczyć poprzedników, jeśli naruszali prawo. Może też zastosować wobec nich takie same metody i sposoby nieeleganckiego traktowania , jakiego sama doświadczyła. Żadna władza nie jest wieczna.
Kto czytał ten pamięta! W książce Josepha Hellera „Paragraf 22” jednym z bohaterów jest Major Major Major, który prosi swojego adiutanta o wpuszczanie do siebie interesantów tylko wtedy, kiedy go nie ma. To właśnie przydarzyło się Maciejowi Laskowi, Jarosławowi Urbaniakowi i mnie w siedzibie ministerstwa obrony narodowej. Incydent śmiało może konkurować z zachowaniem Misiewicza, Mistralami za dolara i słynnym okrzykiem „Dziękuję ci Wacku”. I ma z byłym ministrem Antonim Macierewiczem ścisły związek. MON z jego obecnymi działaniami ma tak wielki kłopot, że żaden unik nie wydaje się kierownictwu resortu zbyt absurdalny. Byłe tylko uniknąć odpowiedzi (i odpowiedzialności) na zadawane przez nas pytania.
Pytanie główne brzmi: Na co konkretnie Antonii Macierewicz – szef podkomisji ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego – wydaje co roku ponad 2 miliony złotych, przekazywane z budżetu MON. Okazuje się, że to tajemnica strzeżona pilniej niż przetarg na śmigłowce dla polskiej armii.
Poselska wizyta w siedzibie podkomisji skończyła się dla Macieja Laska i dla mnie przy biurze przepustek (nb. złamano ustawę o sprawowaniu mandatu posła). Na prośbę udostępnienia nam raportu końcowego, zapowiadanego przez AM szumnie od miesięcy, strażnik powiedział: chwila, muszę zapytać panią Zosię. Odpowiedź zwrotna przyszła szybko: pani Zosia mówi, że raportu nie pokaże, bo go nie ma (w rozumieniu: raport nie istnieje). Kolejne nasze pytanie – kim jest pani Zosia – zawisło w próżni. Strażnik zatrzasnął okienko.
Poselska wizyta w siedzibie MON, w gabinecie Ministra Skurkiewicza, pozornie była bardziej owocna. Zaproszono nas, ale Minister na pytanie na co Macierewicz wydaje pieniądze bezradnie rozłożył ręce. Może w tej sytuacji nawet rozsądnie zasłaniać się niewiedzą, niemniej jednak nawet pobieżna lektura Prawa Lotniczego i ustawy o finansach publicznych nie pozostawia wątpliwości. Minister obrony narodowej odpowiada za wszystkie wydatki, które finansowane są z budżetu MON. Kropka. Dokumenty powinny być ministerialnej księgowości.
Uprzytomnieniu tej oczywistości służyła nasza kolejna – zapowiedziana wcześniej – wizyta poselska w gmachu, w którym urzęduje Minister Błaszczak. Zapytano, czy pod nieobecność głównego ministra, możemy spotkać się z zastępcą. Po czym zaprowadzono nas pod drzwi gabinetu wiceministra. Otworzył zdziwiony pułkownik. Z rozbrajającą szczerością powiedział, że ministra nie ma, ale zaprasza na herbatę. Kiedy minister znajdzie czas? Tego nie wie nikt. Raczej nie prędko, ale i tak nie zajmuje się podkomisją więc na nasze pytania nie odpowie. Dlaczego więc przyprowadzono nas tutaj? Pewnie dlatego, że samochód ministra stoi przed budynkiem i komuś się wydawało, że jest na miejscu.
Dość zaskakująco za to zakończyło się ostatnie posiedzenie sejmowej komisji obrony narodowej, dedykowane wykonaniu budżetu za 2019 rok. Wywołany przez nas do odpowiedzi poseł Macierewicz powiedział, że raportu jeszcze nie pokaże, ponieważ ma kilka wersji i jego zespól dopiero PRZEGŁOSUJE tę ostateczną.
Pamiętajmy jednak, że Minister Macierewicz, wiceprezes PiS, dalej wydaje rządowe pieniądze i wodzi za nos opinię publiczną.
Raport, kiedy w końcu ujrzy światło dzienne, nie będzie zbiorem faktów tylko wersją przegłosowaną przez tajemnicze gremium. Od pewnego czasu bowiem skład podkomisji jest tajny. Ministerstwo obrony nie chce go ujawnić, ale na stronie internetowej informuje, że jest mu z tego powodu przykro.
Może byłby to materiał na anegdotę gdyby nie fakt, że to historia o byłym ministrze obrony narodowej. W czasach dalece niepewnych. Wobec którego partia rządząca wykazuje wielką bezradność, pozwalając na kompromitację nie tylko siebie ale i urzędu.
Smutna to historia, bo pokazuje naruszanie elementarnych standardów , które przecież są wpisane w funkcjonowanie demokratycznego państwa . Nie powinny i przez czasy działania wielu rządów, z różnych opcji, nie były one naruszane. Należy do tych standardów szacunek dla posłów i senatorów, którzy jako reprezentanci Suwerena maja prawo patrzeć władzy na ręce, niezależnie od tego kto ją sprawuje i kto jest reprezentantem Suwerena.
Dodaj komentarz