Polityka na Wschodzie stanie się coraz bardziej siłowa.
Marek Budzisz2021-05-27T09:16:45+02:00Wydarzenia ostatnich miesięcy i tygodni odsłaniają kontury przyszłego porządku międzynarodowego, którego ostateczny kształt może różnić się jeszcze w szczegółach, jednak generalne trendy pozostaną najprawdopodobniej bez zmian.
Zmierzch Zachodu
Bez wielkiego entuzjazmu trzeba przyznać rację prognozom rosyjskich analityków, którzy od lat, tak jak np. Sergiej Karaganow głoszą, że obserwujemy obecnie rzeczywisty zmierzch Zachodu, polegający na zastąpieniu porządku opartego na gospodarczej i przede wszystkim wojskowej dominacji świata euroatlantyckiego modelem bardziej zrównoważonych, w którym inni gracze w dającej się przewidzieć perspektywie będą mieli więcej do powiedzenia.
Rosnące znaczenie Chin i faktyczny sojusz polityczny między Pekinem a Moskwą powoduje przesunięcie się zainteresowania Stanów Zjednoczonych w rejon Indo – Pacyfiku. Widać to choćby obserwując aktywność międzynarodową Joe Bidena, który zdążył już spotkać się w Białym Domu z przywódcami Japonii i Korei Płd., ale nie znalazł czasu na spotkania z liderami państw europejskich.
Ostatnie decyzje w sprawie zawieszenia stosowania sankcji na firmę budująca gazociąg Nord Stream 2 pokazują, że z punktu widzenia Waszyngtonu odbudowa więzi atlantyckich sprowadza się do poprawy relacji z Berlinem, który staje się w tej konstrukcji głównym reprezentantem interesów amerykańskich w lądowej części Europy. Odbywa się to z oczywistą szkodą dla państw Europy Środkowej, tym bardziej, że obserwować można w przypadku polityki administracji Bidena transakcyjne podejście w tym zakresie, gdzie zgoda na dokończenie budowy popieranego przez Berlin gazociągu związana jest z zatrzymaniem ratyfikacji europejsko – chińskiego traktatu inwestycyjnego podpisanego w przyspieszonym tempie w grudniu ubiegłego roku.
Strategiczne błędy Waszyngtonu: od Indii do Nord Stream 2
Warto też zauważyć, że silnie akcentowany przez nową administrację powrót do polityki, w której większą rolę odgrywała będzie amerykańska dyplomacja a mniejszą sektor wojskowy nie oznacza, iż Waszyngton nie popełnia błędów o charakterze strategicznym. Zdecydowanie spóźniona reakcja Waszyngtonu na gwałtownie rozprzestrzeniającą się w Indiach pandemię Covid-19, może osłabić skłonność Delhi do silniejszego związania się z formatem QUAD, co, jeśli się stanie będzie strategiczna porażką Stanów Zjednoczonych.
Podobnie traktować należy decyzję Waszyngtonu w sprawie sankcji na gazociąg Nord Stream 2, która z jednej strony ujawnia niewspółmierność retoryki i gotowości zastosowania realnie dolegliwych posunięć, co obnaża relatywną słabość Stanów Zjednoczonych z drugiej zaś – stanowi ewidentny dowód na merytoryczne niedostatki Departamentu Stanu.
Decyzja w sprawie Nord Stream 2 odsłania jeszcze jedną niepokojąca tendencję, o której w amerykańskich mediach zaczyna być już coraz głośniej. Chodzi w tym wypadku o kunktatorstwo i nadmierną ostrożność Joe Bidena.
Sankcje na Nord Stream 2, gdyby zostały podjęte na początku kadencji, tak jak np. podpisany już pierwszego dnia urzędowania dekret zatrzymujący gazociąg łączący Stany Zjednoczone z Kanadą, odegrałyby swoją rolę. Jednak teraz, kiedy Republika Federalna weszła w fazę przedwyborczą i dodatkowo mamy do czynienia z niezmiernie skomplikowaną sytuacją w Niemczech, co obiektywnie ograniczyło pole manewru Waszyngtonu.
Obecnie jedna z niemieckich formacji walczących o zwycięstwo wyborcze (CDU/CSU) jest zdecydowanym zwolennikiem dokończenia gazociągu, a druga, mająca w ostatnich sondażach identyczne poparcie społeczne opowiada się za wstrzymaniem inwestycji (Alians 90/ Zieloni). Obiektywnie spowodowało to, że każda decyzja Waszyngtonu mogłaby zostać odebrana jako próba ingerencji w niemiecki proces wyborczy i długofalowo odbić się niekorzystnie na amerykańskich interesach. Taką sytuację należało przewidzieć, zwłaszcza jeśli z hasła „America is back” czyni się swe credo polityczne.
Amerykańska dyplomacja znalazła się w kwestii sankcji na Nord Stream 2 w sytuacji bez wyjścia, czego można było uniknąć podejmując bardziej zdecydowane działania na początku kadencji.
To co się stało, mimo pozornie dobrego przygotowania Departamentu Stanu do rozegrania kwestii rosyjsko-niemieckiego gazociągu – wszak Antony Blinken napisał doktorat w którym analizował okoliczności powstania ropociągu z Rosji do RFN, jeszcze za czasów rządów socjaldemokracji – pokazuje również kolejną prawidłowość polegająca na tym, że Stany Zjednoczone za kadencji Bidena w znacznie większym stopniu niźli wcześniej skoncentrowane będą na problemach wewnętrznych i próbach modernizacji społecznej i gospodarczej kraju.
Możemy mówić o tym, że odważnym i daleko idącym zmianom w polityce wewnątrzamerykańskiej towarzyszy ostrożne podejściem do spraw międzynarodowych.
W stronę podwójnej marginalizacji Europy Środkowej
Oznacza to, że będziemy mieli do czynienia z podwójną marginalizacją naszego rejonu Europy w oczach Stanów Zjednoczonych, zarówno ze względu na rosnące zainteresowanie rozwojem wydarzeń w Azji, jak i zaangażowaniu w realizację programu wewnętrznego.
Temu przesunięciu amerykańskiej uwagi towarzyszy równie niekorzystna, z naszej perspektywy, zmiana nastrojów w Unii Europejskiej. Berlin, stojący w obliczu zmian generacyjnych na szczycie władzy, co oznacza, iż nowy kształt niemieckiej polityki będzie dopiero kształtowany, w dającej się przewidzieć przyszłości kontynuował będzie inercyjną i asekurancką linię postępowania kanclerz Merkel. Oznacza ona z jednej strony rezygnacje z ambitnych planów rozszerzenia Unii Europejskiej na Wschód, z drugiej zaś skoncentrowanie wysiłków na „ratowaniu Unii”, co w praktyce równa się cementowaniu aliansu niemiecko – francuskiego i wspieraniu chwiejących się gospodarek południa Europy, ku którym ciąży Francja.
W Niemczech, jak się wydaje nie ma nastrojów na bardziej ambitną politykę na Wschodzie, co oznacza, że perspektywy ewentualnego akcesu Ukrainy do Unii Europejskiej przenoszą się raczej do sfery marzeń niźli realnej polityki. Rozczarowanie części elit w Kijowie nieskutecznością polityki zwróconej ku Zachodowi może przynieść w dłuższej perspektywie wzmocnienie tendencji prorosyjskich.
Rosja: czynnik siły
Tym niekorzystnym, z naszej perspektywy zmianom towarzyszą kolejne, jeszcze mniej obiecujące trendy na Wschodzie.
Elity rosyjskie coraz większą wagę przykładają do czynnika siły, zarówno mając na uwadze siłę wojskową jak i porządek światowy w którym „większy może więcej”, a także dążą do generalnych rozstrzygnięć w kluczowych, dla rosyjskich interesów obszarach.
Rosja dąży do odbudowania swej strefy buforowej, a ostatnio zaznacza inny stosunek do państw Europy Środkowej niźli „starej Europy”. W przypadku Białorusi Moskwie nie tylko udało się obnażyć słabość i niezdecydowanie Zachodu, ale również doprowadzić do oficjalnego odejścia Mińska od uprawianej po 2014 roku polityki „wielowektorowości”, w tym równego dystansu wobec Moskwy i Kijowa.
Mało tego, ewolucja sytuacji na Białorusi doprowadzi najprawdopodobniej do tego, że jakiekolwiek zmiany w Mińsku wymuszone przez Moskwę, w tym ewentualne odsunięcie coraz bardziej tracącego kontakt z rzeczywistością i uciekającego się do nieakceptowanych metod Łukaszenki, zostanie przyjęte przez Zachód z ulgą, a może nawet entuzjazmem. To ostateczne włączenie Białorusi do rosyjskiej strefy wpływów, również wojskowych, generalnie zmienia sytuacje strategiczną Ukrainy, a w dalszej perspektywie również i Polski.
Ostatni alarm wojenny, związany z koncentracją rosyjskich sił zbrojnych w rejonach nadgranicznych z Ukrainą jest, jak się wydaje, dopiero początkiem a nie końcem rozgrywki o kontrolę nad tym kluczowym dla regionalnego układu sił państwem.
Trzeba się też zgodzić, z opinią Aleksandra Kramarienki, rosyjskiego dyplomaty, wieloletniego dyrektora Departamentu Planowania rosyjskiego MSZ-u, członka kolegium resortu, który w opublikowanym niedawno artykule napisał, że Rosja wygrała ostatnią „wojnę nerwów” w związku z koncentracją wojsk, bo obnażyła nie tylko słabość Zachodu, ale również to, że nie będzie on „walczył za Ukrainę”, tym bardziej jeśli politykę na wschodzie Europy kształtował będzie Berlin wespół z Paryżem. To daje Moskwie dodatkowe atuty w rozgrywce o polityczną kontrolę nad Kijowem, co oczywiście nie musi oznaczać siłowego scenariusza, ale zwiększa jego prawdopodobieństwo, zwłaszcza w sytuacji, kiedy elity ukraińskie zdają się źle odczytywać rzeczywiste intencje kolektywnego Zachodu.
Polska – zatrzaskujące się okienko możliwości
Rysujące się tendencje skłaniają do smutnej konstatacji, że coraz szybciej zaczyna zamykać się polskie „okienko możliwości”, które w czasie ostatnich 30 latach umożliwiło nam niekwestionowany awans cywilizacyjny i gospodarczy. Dziś realną staje się perspektywa próżni strategicznej w naszej części Europy, a nawet takiej ewolucji wydarzeń, która doprowadzi do tego, że „świat rosyjski” rozumiany oczywiście w kategoriach politycznych a nie jednego organizmu państwowego będzie graniczył z Polską na całej naszej wschodniej granicy.
W perspektywie najbliższych kilku lat kluczową dla przyszłości Polski wydaje się być walka (niewykluczone, że nawet w sensie dosłownym) o to, aby Ukraina nie stała się państwem wasalnym Moskwy. Kończy się zatem czas łatwej polityki, w której korzystać mogliśmy z „dywidendy pokoju” i faktu wejścia w orbitę demokratycznego mocarstwa, które było w stanie narzucić światu akceptowany przez Polskę system norm i zasad.
Obecnie wkraczamy w epokę polityki w stylu XIX wieku, twardej rywalizacji, w którym wygrywają państwa wewnętrznie spójne, świadome własnych interesów i dysponujące narzędziami jej uprawiania, w tym przede wszystkim siłą wojskową. Państwa nie wahające się w razie konieczności odwołać do argumentu siły.
Turcja w tym wypadku, jak się wydaje, wcześniej, niźli elity Zachodu zrozumiała ewolucję światowego porządku i odpowiednio wcześnie była w stanie rozpocząć adekwatną do wyzwań, co nie znaczy, że zawsze skuteczną, politykę.
My również nie mamy wyboru. Przyjemnie jest mówić o znaczeniu w relacjach międzypaństwowych soft power, ale wkraczamy w czasy, w których bardziej liczyła się będzie hard power i koalicje z regionalnymi graczami podzielającymi nasze spojrzenie i mającymi wspólne z nami interesy. Nie oznacza to zerwania z zaoceanicznym hegemonem, ale raczej przyjęcie do świadomości, że może mieć on inną niźli my hierarchię celów i naszych wysiłków nie ma możliwości, ani tym bardziej chęci zastąpić.
Dodaj komentarz