Rosyjska polityka kanonierek w dobie Internetu
Dwa wielkie okręty sił morskich Rosji weszły na Bałtyk. Krążownik rakietowy Piotr Wielki i okręt podwodny Dimitr Donski przeszły z baz podbiegunowych do Petersburga, by uświetnić 321 rocznicę powstania Floty Świętego Andrzeja, czyli floty wojennej imperium rosyjskiego. Oba okręty należą do największych na świecie w swojej klasie, dodatkowo Dimitr Donski, należący do typu nazwanego przez Zachód Typhoon, to największy okręt podwodny, jaki kiedykolwiek zbudowano. I jeżeli pozostaniemy na tym etapie rozważań wszystko wygląda tak, jak rosyjska administracja Władimira Putina zaplanowała: największe, potężne, imperialne, atomowe… te przymiotniki przemawiają do społeczeństwa krajów Zachodu z wielką łatwością.
Informacje okraszone dodatkowo świetnym materiałem fotograficznym i filmowym wyprodukowanym przez służby prasowe rosyjskiej floty wojennej zalały media i internet od kwietnia bieżącego roku, bo wtedy informację tę ogłoszono po raz pierwszy. I tu można pokusić się o konkluzję: i właśnie tak robi się świetną demonstrację siły skierowaną na wolne społeczeństwa otwarte na informacje. Bowiem z punktu widzenia wojskowego obecność takich okrętów na Bałtyku to taktyczne dyletanctwo, a technologia sprzed 40 lat czyni je niemal niewartymi uwagi. Tym bardziej, że okręt podwodny Dimitr Donski nie jest już jednostką operacyjną, a pływającym laboratorium do testowania rakiet balistycznych dla innych typów okrętów. Co nie zmienia sytuacji, że przejście okrętów jest pilnie obserwowane, już choćby z uwagi na archaiczne reaktory jądrowe, których zabezpieczenia są przedmiotem pilnej uwagi po katastrofie w Czarnobylu.
Propagandowy sukces okrętów podwodnych typy Typhoon zaczął się od… „Polowania na Czerwony Październik” Toma Clancego, gdyż w zekranizowanym thrillerze główną rolę nie grał mój ulubiony aktor Sean Connery – w filmie pierwszy po Bogu na Czerwonym Październiku, ale właśnie olbrzymi, o dwukadłubowej konstrukcji z tytanu, niezwykle cichy i przez to niemal niewykrywalny Typhoon.
Rosjanie rozpoczęli ponownie świadome wykorzystywanie swojej floty wojennej, jako narzędzia propagandowego. Przypomnijmy sobie choćby udział krążownika lotniczego Admirał Kuzniecow, na potrzeby propagandy szumnie nazywanego lotniskowcem, w operacji przeciwko ISIS w Syrii. Militarnie operacja co najmniej wątpliwa, promocyjnie zaś rozegrana na miarę XXI wieku.
Flota wojenna w czasie pokoju służy do uprawiania polityki zagranicznej państwa. Rozumieją to politycy i wojskowi państw morskich. A Rosję, jak w sam raz, można nazwać krajem o rozbudowanej świadomości morskiej. Stąd wykorzystanie wielkich okrętów wojennych do wywołania fali zainteresowania i pełnych obaw komentarzy w społeczeństwach obywatelskich krajów Zachodu. Zaś obywatele Rosji chcą usłyszeć o wielkości swojego kraju, imperialnych możliwościach i znaczeniu, o wielkości swoich przywódców, którzy rządzą światem przy jednym stole z USA. I dokładnie to słyszą i widzą. Wielkie święto floty w Petersburgu, z dynamicznymi pokazami możliwości bojowych, nie było niczym innym, jak dowodem na wielkość Rosji w świecie. I wielkość prezydenta Putina, jako jednego z przywódców świata. Dwa olbrzymie okręty Floty Północnej zacumowane w Petersburgu na czas święta floty budują ducha w ludziach radzieckich. Czasami można odnieść wrażenie, że Rosjanie utrzymują swoje wielkie okręty wojenne, często już nieoperacyjne, przestarzałe i nieekonomiczne, jedynie z powodów propagandowych.
Przez Europę i niemal cały świat przeszła fala komentarzy o demonstracji siły, potencjalnym zagrożeniu militarnym i ekologicznym, wręcz strachu przejawiającego się pytaniami do własnych sił zbrojnych o to, czym można przeciwstawić się takiej potędze. Tymczasem właśnie o to rosyjskiej administracji chodziło. Polityka kanonierek, doskonale rozgrywana przez Brytyjczyków, jeszcze lepiej działa w dobie Internetu.
Dodaj komentarz