Szwecja – zmiana warty?
Ostatnia niedziela wstrząsnęła Szwecją. W wyborach do 349-osobowego Riksdagu było wiele niespodzianek, ale największa może nas dopiero czekać. Sformowanie rządu będzie nie lada wyzwaniem.
W 2014 roku, po 8 latach w opozycji, „czerwono-zielona” koalicja wróciła do władzy w rządzie Stefana Löfvena, na który składały się jego Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza i Partia Zielonych (przy pozarządowym wsparciu Partii Lewicy). Pierwszy kryzys miał miejsce już w grudniu – powstał impas przy projektowaniu budżetu na następny rok. Zażegnano go jednak, zawierając wraz z partiami opozycji (wszystkimi poza Szwedzkimi Demokratami), porozumienie, dotyczące wyboru premiera (z największym poparciem – niekoniecznie z większością bezwzględną) i uchwalania budżetu (zostało to ułatwione poprzez absencję przy głosowaniu partii, które porozumienie to podpisały). Dodatkowe problemy rządu powstały przy ogólnoeuropejskim kryzysie migracyjnym, co spowodowało wzrost sympatii do partii anty-establishmentowych czy eurosceptycznych.
W ciągu ostatniego roku wyborczego sondaże wyraźnie wskazywały na spadek poparcia dla partii rządzących. W zdecydowanej większości z nich nadal prowadzili Socjaldemokraci, choć coraz częściej typowano nacjonalistycznych, anty-imigracyjnych Szwedzkich Demokratów (SD) jako potencjalnych zwycięzców. Pozostałe partie opozycyjne, zgrupowane pod nazwą „Sojuszu”, miały bardzo mieszane wyniki. Największa z nich, liberalno-konserwatywna Umiarkowana Partia Koalicyjna miała stracić miano drugiej partii w parlamencie. Największy „skok” poparcia odnotowała agrarno-liberalna Partia Centrum, natomiast Liberałowie raczej stali w miejscu. Także po drugiej stronie sceny politycznej, Partia Lewicy miała powiększyć liczbę swych mandatów. Jeszcze 2-3 miesiące temu tak miał właśnie wyglądać nowy Riksdag. Współrządzący Zieloni i opozycyjni Chrześcijańscy Demokraci mieli nie przekroczyć progu wyborczego.
Koniec tradycyjnej polityki?
Wyniki exit poll ukazały się tuż po 20:00. Zarówno szwedzki nadawca publiczny SVT, jak i pracownia Sifo (dla prywatnej TV4) zgadzały się co do zwycięzcy wyborów – Socjaldemokratów – i do ilości partii w parlamencie: nic nie miało się zmienić, nadal mandatami podzieli się 8 formacji. SVT jednak wskazywało na dużo lepszy wynik Szwedzkich Demokratów i balansowanie na progu wyborczym Zielonych. Ostateczne wyniki ogłoszono w nocy z niedzieli na poniedziałek. Socjaldemokraci zanotowali najgorszy wynik od 1908 roku, pomimo uzyskania 28,4% głosów. Na drugim miejscu uplasowali się, pomimo niekorzystnych prognoz, Umiarkowana Patria Koalicyjna, choć zdobycie 19,8% głosów nie można nazwać ogromnym sukcesem dla lidera opozycji. Szwedzcy Demokraci nie bez kozery ogłosili się zwycięzcami tych wyborów: choć i sondaże, i exit polls przewidywały lepszy rezultat, to i tak poprawili się o niemalże 5 punktów procentowych, a spośród innych partii doszło im najwięcej nowych parlamentarzystów: będą ich mieli łącznie 62, czyli niemal 18% wszystkich miejsc w Riksdagu.
Co się tyczy mniejszych partii to tu również doszło do przetasowań. Wszystkie partie poza Zielonymi, a zatem Partia Centrum, Partia Lewicy, Chrześcijańscy Demokraci i Liberałowie uzyskali większe procentowe poparcie (i tylko Liberałom nie przybyło mandatów). Młodszy partner w koalicji rządzącej jednak, stracił 40% wszystkich mandatów, lecz drżąc niemal do końca o zmianę wyniku, Zieloni przekroczyli jednak próg wyborczy, wprowadzając zaledwie 15 deputowanych. To ogromny spadek, bowiem przed czterema laty okazali się być czwartą siłą polityczną Szwecji.
Dymisja czy rząd?
Lider Opozycji, Ulf Kristersson, wezwał po wyborach (podobnie z resztą jak inni przedstawiciele Sojuszu) Stefana Löfvena do dymisji, twierdząc, że nie ma on mandatu społecznego do dalszego rządzenia krajem. Ale nie jest to do końca prawdą. Choć sytuacja do ostatnich chwil była napięta to jednak Czerwono-Zieloni uzyskali lepszy wynik od Sojuszu. Choć niewiele: 144 mandaty dla rządu (i zaufanych) przeciwko 143 mandatom „pro-europejskiej” opozycji. W obliczu wzrostu poparcia dla populizmu i anty-europejskich głosów, Socjaldemokraci ogłosili, że nadal chcą stanowiska premiera, jednak pragną wyjść poza ramy sojuszy centrolewicy i centroprawicy. Nieoficjalnie w Szwecji mówi się o rozmowach pomiędzy Socjaldemokratami, Centrystami a Liberałami – do większości jednak wciąż zabraknie 24 mandatów. Przedstawiciele Sojuszu, którzy spotkali się w poniedziałkowe popołudnie, nazwali pomysł partii rządzącej „niepoważną”, nadal wzywając Löfvena do rezygnacji. Podtrzymują też wolę do sformowania swojego rządu.
Szwedzcy Demokraci postąpili bardzo pragmatycznie tuż przed wyborami, zmienili frakcję w Parlamencie Europejskim: opuścili Europę Wolności i Demokracji Bezpośredniej (EFDD) na rzecz bardziej umiarkowanych Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR). Nie jest to pierwszy przypadek takiego transferu, podobna sytuacja miała miejsce w 2014 roku, gdy nacjonalistyczna Partia Finów przeniosła się (w dokładnie ten sam sposób) kilka miesięcy przed wyborami – wszystko po to, aby zwiększyć swoją zdolność koalicyjną. Podczas gdy w Finlandii zabieg ten się sprawdził (Partia Finów weszła do rządu, lecz szybko zaczęła tracić w sondażach – obecnie odeszła od nich około połowa poprzednich wyborców), w Szwecji sytuacja taka jest dość wątpliwa. Wielu szwedzkich politologów wskazuje, że jakiekolwiek rozmowy z SD będą się równały z łatką partii „faszyzującej”, choć sami politycy Szwedzkich Demokratów zapraszają do rozmów Umiarkowaną Partię Koalicyjną i Chrześcijańskich Demokratów do rozmów. Taki wariant prezentuje 155 na 349 mandatów, a więc wciąż o 20 zbyt mało.
Nowe rozdanie
Żaden z liderów partyjnych nie zapowiedział w wieczór wyborczy odejścia ze stanowiska. Przeciwnie, nawet w przypadku porażki (a za taką można z pewnością uznać wynik Zielonych), politycy są dość pozytywnie nastawieni: straciliśmy głosy, ale jesteśmy największą partią; przekroczyliśmy próg, utrata prawie połowy głosów nie szkodzi; może i straciliśmy mandaty, ale nasz blok zyskał. Teraz czekają Szwedów niekończące się rozmowy koalicyjne, bo przy tak bliskich wynikach, nie może to pójść gładko. Z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa następny szwedzki rząd będzie rządem mniejszościowym – w ciągu ostatnich 30 lat tylko jeden rząd był rządem większościowym. W przypadku różnicy tylko jednego mandatu pomiędzy koalicjami, Szwedzcy Demokraci mogą stanowić języczek uwagi. Pytanie tylko, czy którakolwiek z partii będzie chciała z nimi rozmawiać. Wszak stosunek do SD to w większości albo miłość, albo nienawiść.
Dodaj komentarz