W Chinach wybuchła zaraza. Reportaż z wyludnionego miasta

W Chinach wybuchła zaraza. Reportaż z wyludnionego miasta

W Europie pojawiło się sporo mitów na temat sytuacji w Chinach. Bywa, że dostaję szokujące wiadomości z Europy, podczas gdy ja jednak trochę mniej się staram stresować. Prawdopodobnie każdy śledzi sytuację miasta Wuhan. Podczas epidemii sama miałam przejeżdżać przez Wuhan pociągiem, jednak dzień wcześniej zmuszona zostałam odwołać podróż na południe. Turystyczne atrakcje w wielu miastach zostały zamknięte, tak samo targi i festiwale noworoczne. Wycieczki odwołano, transport autokarowy zablokowano, a nikt nie jest w stanie przewidzieć sytuacji, więc może byłby problem wrócić do Pekinu. Dworce i lotniska świecą pustkami – w tym główne porty, jak lotnisko Szanghaj Pudong czy Dworzec Główny w Pekinie. Żeby opóźnić falę migracji, wiele firm wydłużyło dni wolne od pracy. Miasto Wuhan w rekordowym czasie buduje szpitale.

Foto (wszystkie): Laura Żeleźniak

Utknęłam w moim ulubionym mieście – Pekinie. Nastrój miasta jest wprost filmowy. Z okazji Chińskiego Nowego Roku ulice są pięknie udekorowane złotem i czerwienią, ale brakuje osób, które mogłyby podziwiać te widoki. Przebywam w samym centrum Pekinu i ulice… są puste. W miejscach, w których wcześniej gościły tłumy, teraz bywa, że nie ma ani jednej osoby. Jeśli kogoś mija się na ulicach, to tylko w maseczce na twarzy. Z zasłoniętą twarzą i nieufnym spojrzeniem mijamy się szerokim łukiem. Nie ufa się nikomu przeziębionemu, a jeśli akurat samemu posiada się jakieś objawy grypy lub przeziębienia, to raczej woli się ich nie pokazywać. Dotarły do mnie nieoficjalne dane, że z około 20 milionów ludzi w aglomeracji, na Nowy Rok zostały tylko 4 miliony. Trudno powiedzieć, czy to prawda, ale niewątpliwie jest pusto. Reszta Pekińczyków woli nie wychodzić na zewnątrz. Zdarzyło mi się przechodzić przez pustą, sześciopasmową drogę, czy też robić zdjęcia na środku udekorowanej ulicy, no w normalnych warunkach byłoby niemożliwe.

W Państwie Środka zaczęło brakować maseczek ochronnych. W nielicznych otwartych sklepach (wszystko zostało zamknięte na Nowy Rok i nie wiadomo do kiedy taki stan potrwa) zostały one wykupione. Kiedy zaglądałam do słynnego 7eleven, mówiono mi, że już dzisiaj wykupiono i powinny być następnego dnia, ale w kolejne dni sprzedawcy w białych maseczkach mówili dokładnie to samo. Niemniej jednak udało mi się uzbroić w zapas masek, witaminę C, która tutaj kosztuje zdecydowanie za dużo, jak również w płyn do dezynfekcji. Tydzień wcześniej podczas spaceru przyjaciel podarował mi maskę z filtrem. Był wtedy smog, jeszcze nikt nie bał się wirusa. Kto by pomyślał, że kilka dni później taki prezent stanie się o wiele bardziej znaczący. Nie wychodzę bez potrzeby, ale też nie boję się opuszczać budynku, choć każde wyjście ze znajomymi do sklepu jest pewnego rodzaju przygodą z żartami i nutką podkręconej przez nas adrenaliny. Mamy tylko nadzieję, że sytuacja się nie pogorszy i nie zacznie brakować produktów żywnościowych. Towaru jest trochę mniej, lecz go nie brakuje. Na Facebooku nawet Polacy wyszli z propozycją zbiórki masek higienicznych dla Chin. Kilka dni temu, idąc na wieczorne zakupy, spotkaliśmy na opustoszałej ulicy troje Chińczyków w maskach grających w zośkę. Zaprosili nas do gry, a my chętnie dołączyliśmy.

Jestem biegaczem i kiedy wyszłam pobiegać na puste ulice, z niedowierzaniem przyglądałam się i nagrywałam filmy w całkiem pustej przestrzeni ulic Sanlitun. Przebiegłam obok strefy militarnej i przez dzielnicę ambasad. Tam, nieco zdezorientowani żołnierze, mi się przyglądali. Oni zresztą też zostali w końcu wyposażeni w maski, choć policja uzyskała ten przywilej przed nimi. Kiedy mijają mnie autobusy miejskie, właściwie albo jadą puste albo mają jednego lub kilku zbłąkanych pasażerów.

Można zauważyć porządek w tym nieporządku. W jednej z najbardziej zatłoczonych metropolii na świecie ulice są puste, podobnie metro. Tłumy, ale rowerów, których nie ma kto teraz używać. Obywatele są nacechowani zbiorową odpowiedzialnością. W zwyczajne dni w godzinach szczytu zatrudnia się ludzi nadzorujących ruch publiczny, teraz nie ma takiej potrzeby. W metrze też nie ma ludzi, a jednak działa. Zatrudnia się osoby ubrane w białe kombinezony i ci pracownicy uzbrojeni w termometr strzelają w czoła – sprawdzają temperaturę ciała. Dopiero potem pozwalają wejść do pustych podziemi. W bezludnych wagonach metra jest sporo przestrzeni do wyboru i nawet jeśli spotkamy współpasażerów, możemy wybrać bezpieczne miejsce z dala od nich. Zdarzyło mi się, że w banku również przed wejściem zmierzono mi temperaturę. Przy sprawdzaniu kolegi policjantowi zepsuł się termometr i z przerażoną miną wygłosił do nas głośne, lecz angielskie, „what?!”.

Transportem publicznym i taksówką zwiedziłam północ miasta. Na Tsinghua University spacerowali ludzie, w tym turyści. Robiliśmy sobie zdjęcia z pomnikiem ważnej uniwersyteckiej postaci. Wszyscy w maskach. Nawet pomnik. Na kampusie odnaleźliśmy również pomnik pamięci epidemii SARS. Nie było problemu z wejściem na uczelnię. Kiedy natomiast przedostałam się do własnego uniwersytetu, bramy były zagrodzone i policjanci wpuszczali wówczas tylko studentów i wykładowców – po sprawdzaniu dokumentów. Nauczyciele pisali do nas na Wechatcie prosząc o dokładne dane i plany. Jeśli ktoś miał w planach podróż, to podawał wszystko: numer paszportu, numery lotów, pociągów, nazwy hoteli, daty, godziny. Od tego czasu trochę się zmieniło. Teraz proszą, by bez zweryfikowania i podania wcześniej danych nie wracać na uniwersytet. Dają też wskazówki i pytają, kto wraca do kraju. Jakiegoś rodzaju społeczny niepokój narasta, bo rzeczywiście coraz więcej osób decyduje się wracać do swoich państw.

W mediach społecznościowych też udziela się tego typu atmosfera. Wszystkie uniwersytety i szkoły w Pekinie dostały nakaz z ministerstwa o przesunięcie rozpoczęcia kolejnego semestru. W mapach Baidu można sprawdzić jakie okolice są zatłoczone, żeby ich unikać. Europa planuje nie wpuszczać Chińczyków. Mój przyjaciel jeszcze zdążył wylądować we Francji. Miał dużo szczęścia, że nie kupił lotu planowanego na kilka dni później. Państwo Środka podjęło jednak spore działania zaradcze, a ludzie odpowiedzialnie unikają kontaktu i większość stosuje się do zaleceń higienicznych. W Chinach jest naprawdę sporo ludzi, więc jeśli w Pekinie na milion osób chorują dwie, to naprawdę nie ma powodów do obaw. Warto dbać o higienę, nawet przesadnie, choć w pustym mieście coraz trudniej się zarazić. Moim zdaniem organizacja jest dobra i godna podziwu, a reakcja szybka, dlatego wierzę, że epidemia zostanie w końcu opanowana

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

Skip to content