Witamy w Ameryce: listopad zmian, część druga
Do stycznia bieżącego roku jedynie trzech senatorów Partii Republikańskiej zapowiedziało emeryturę ze stanowiska: przewodniczący Senatu pro tempore (czyli de facto 4. osoba w państwie) i jednocześnie szef senackiej Komisji Finansów Orrin Hatch z Utah (sprawujący mandat senatora nieprzerwanie od 1977 roku), szef Komisji Spraw Zagranicznych Bob Corker z Tennessee (senator od 2007 roku) i przewodniczący dwóch senackich podkomisji – ds. Afryki oraz ds. Terroryzmu i Bezpieczeństwa Krajowego – Jeff Flake (w Senacie od 2013 roku).
Kolejnych trzech senatorów opuściło Senat w tym roku. Na początku stycznia odszedł demokrata Al Franken z Minnesoty, oskarżony o molestowanie seksualne kobiet zarówno zanim został senatorem (a był dość rozpoznawalnym satyrykiem), jak i po wyborze. Na jego miejsce gubernator stanu powołał swoją zastępczynię Tinę Smith, która we wtorkowych wyborach oficjalnie została wybrana do dokończenia kadencji Frankena (która kończy się w styczniu 2021 r.). Po niemal 40 latach w Senacie, w kwietniu bieżącego roku, swoje miejsce pracy opuścił republikanin z Missisipi Thad Cochran. Było to spowodowane poważnym stanem zdrowia 81-latka. Gubernator zastąpił go ówczesną komisarz stanu ds. rolnictwa i handlu, Cindy Hyde-Smith. Pod koniec listopada zmierzy się w drugiej turze (zgodnie z prawem stanowym dotyczącym wyborów specjalnych) z „kolegą po fachu” Mikiem Espy w wyborach na dokończenie kadencji Cochrana. Espy jest byłym sekretarzem (ministrem) rolnictwa podczas pierwszej kadencji Billa Clintona. Trzeci z senatorów, John McCain z Arizony, zmarł pod koniec sierpnia 2018 r. po ciężkiej walce z nowotworem mózgu. Gubernator na jego miejsce mianował byłego senatora Jona Kyla, który zapowiedział jednak, że nie zamierza ubiegać się o dalsze wykonywanie mandatu McCaina. Reasumując, wszystkie te trzy mandaty będą ponownie w grze podczas następnych wyborów do Senatu w 2020 roku.
Czymże byłyby jednak wybory do amerykańskiego Senatu bez spektakularnych klęsk i niespodziewanych zwycięstw? Ze swoim stanowiskiem pożegnało się czterech demokratów i jeden republikanin. Pierwszym z wielkich przegranych był Bill Nelson z Florydy. Ten doświadczony polityk, wcześniej będący długoletnim kongresmenem i skarbnikiem swojego stanu, a ostatnio wiceprzewodniczącym senackiej Komisji Handlu, ubiegał się o czwartą kadencję w izbie wyższej Kongresu. Traf chciał, że jego kontrkandydatem z prawej strony okazał się być urzędujący gubernator Florydy – Rick Scott. Choć jego urzędowanie miało wiele minusów dla obywateli Florydy (jak choćby naruszanie praw publicznych) to jednak za jego kadencji zmniejszono bezrobocie, poziom przestępstw czy dług publiczny. To wszystko doprowadziło do najgorętszej kampanii w tym roku. Efekt? Scott wygrał różnicą około 12 tysięcy głosów, co przełożyło się na jedynie 0,2 punktu procentowego. Mimo złożenia pozwu o ponowne przeliczenie głosów, Nelsonowi nie udało się w ten prawny sposób pokonać Scotta i musi pożegnać się w styczniu z Kapitolem.
Kolejnym senatorem pozbawionym kadencji został demokrata z Indiany Joe Donnelly. Sam 6 lat temu wygrał odrobinę z przypadku – będąc popularnym reprezentantem z 2. okręgu, pokonał skarbnika stanowego (który stał się nominatem republikanów po pokonaniu zasiadającego od 36 lat senatora Richarda Lugara). Mimo posiadania łatki jednego z najbardziej konserwatywnych demokratów w Kongresie, uważany był od początku za jeden z najłatwiejszych celów Partii Republikańskiej. Spowodowało to gorący pojedynek pośród republikańskich kandydatów do nominacji: przed prawyborami dwóch urzędujących reprezentantów, Todd Rokita i Luke Messer, spierali się, który z nich jest większym „wyznawcą” doktryny Trumpa. Jak mówi jednak przysłowie, gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta: kongresmeni przegrali, a oficjalnym kandydatem partii został biznesmen Mike Braun. Mimo wszelkich przewidywań na korzyść Donelly’ego, to właśnie Braun został powołany przez wyborców na sześcioletnią kadencję z blisko ośmioma p.p. przewagi.
Wymieniona została też senator z Missouri Claire McCaskill. Wiceprzewodniczącą Komisji Bezpieczeństwa Krajowego zastąpi młody, niespełna 39-letni, prokurator generalny Missouri Josh Hawley. Niesamowicie oddany Trumpowi, bardzo konserwatywny polityk ma obecnie szansę zostać jednym z „bulterierów” prezydenta w Senacie. Najwięcej jednak zawdzięcza swojemu niedawnemu szefowi, byłemu już gubernatorowi stanu, Ericowi Greitensowi. Greitensa bowiem w lutym bieżącego roku aresztowano pod pretekstem naruszenia prywatności, co wiązało się z jego romansem tuż przed wyborem na gubernatora. Sztab McCaskill umiejętnie powiązał obu młodych polityków, a Hawley zastanawiał się nad wnioskiem do parlamentu stanowego o impeachment kolegi. Rezygnacja Greitensa wytrąciła Demokratom poważny argument, a przewaga Hawleya, choć niewielka to jednak konsekwentnie utrzymywała się do końca, co pozwoliło mu na pokonanie dotychczasowej senator stosunkiem 51,5:45,5.
Kolejna pokonana senator Partii Demokratycznej to Heidi Heitkamp z Dakoty Północnej. Jej kariera jest mocno związana z republikańskim senatorem Johnem Hoevenem. Oboje startowali w wyborach gubernatora w 2000 roku. Heitkamp była wówczas stanowym prokuratorem generalnym, a Hoeven szefem Banku Dakoty Północnej. Heitkamp przegrała, gdyż drastycznie spadło jej poparcie po tym, jak wyjawiła, że jest w trakcie walki z nowotworem piersi i musi przejść operację, jednak jest w pełni sił, by zająć się swoim stanem. Poparcia jednak nie odzyskała. Dziesięć lat później planowała wystartować w wyborach, by zastąpić odchodzącego na emeryturę kolegę-Demokratę Byrona Dorgana w Senacie, jednak… przeciw sobie znów spotkałaby Hoevena (który ostatecznie wygrał). W końcu została senatorem w poprzednich wyborach, a z samym Hoevenem wielokrotnie współpracowała, pomimo przynależności do różnych partii, na korzyść ich stanu. Z hasłem bipartisanship (współpraca między członkami parlamentu bez względu na przynależność partyjną) startowała też w tym roku przeciw przedstawicielowi Dakoty Północnej w Izbie Reprezentantów Kevinowi Cramerowi. Jednak konserwatywnym wyborcom nie spodobała się jej nieprzejednana postawa wobec kandydatury Bretta Kavanaugh na sędziego Sądu Najwyższego. Zagłosowała przeciw kontrowersyjnemu nominatowi. Na kilka dni przed wyborami, gdy sytuacja jej reelekcji była, krótko mówiąc, beznadziejna, została zapytana: „Czy wiedząc, że możesz przegrać wybory, zagłosowałabyś inaczej w sprawie Kavanaugh?:”. Odpowiedziała bez chwili zastanowienia: „Nie. Kavanugh nie reprezentuje wartości, które z dumą wyznajemy w Dakocie Północnej”. Cóż, ludzie chyba się z nią nie do końca zgodzili, dając Cramerowi blisko 11-punktową przewagę.
Ostatnim z pokonanych senatorów jest republikanin Dean Heller z Nevady. On również może pochwalić się bogatą karierą polityczną – najpierw był długoletnim sekretarzem stanu Nevady, potem deputowanym do Izby Reprezentantów. Heller w ostatnich dniach odzyskał znaczną przewagę nad kontrkandydatką liberałów, Jacky Rosen. Na pewno nie pomogła mu dość trudna relacja z prezydentem Trumpem, jak i postępująca liberalizacja Nevady – można zatem rzec, że miał przeciwników i z prawej, i z lewej strony. Reprezentująca 3. dystrykt Nevady Rosen wygrała z Hellerem 5 p.p.
Co się jednak stało z tymi trzema miejscami w Senacie, które zwolnili odchodzący na emeryturę Corker, Flake i Hatch? Cóż, Corkera, po ciężkiej kampanii przeciw popularnemu, byłemu gubernatorowi Tennessee Philowi Bredersenowi, zastąpiła jedna z liderek tzw. Partii Herbacianej (czyli silnie prawicowego skrzydła Republikanów), wieloletnia kongreswoman Marsha Blackburn. O miejsce Flake’a walczyły dwie kobiety, dwie kongreswoman: Kyrsten Sinema i Martha McSally. Po długim prowadzeniu republikanki (McSally) to jednak ostatecznie demokratka Sinema wygrała niemal 40 tysiącami głosów. Wkrótce może jednak spotkać się ze swoją wyborczą konkurentką, o której mówi się, że zostanie nominowana do Senatu przez gubernatora Arizony w miejsce Jona Kyla (zastępującego zmarłego McCaina). Hatcha zastąpił natomiast bardzo wpływowy krytyk Trumpa, choć republikanin. Bardzo dobrze znany Polakom były gubernator Massachusetts, a obecnie senator-elekt z Utah – Mitt Romney.
Zupełnie inny Kongres, zupełnie inne Stany
Do 116. Kongresu po raz pierwszy w historii weszły dwie rdzenne Amerykanki: Sharice Davids z 3. okręgu Kansas (przedstawicielka leśnych Indian Winebagów, czy też Ho Chunk) oraz Deb Haaland z 1. dystryktu Nowego Meksyku (przedstawicielka ludu Laguna Pueblo). Znalazły się w nim również pierwsze muzułmanki: urodzona w Somalii Ilhan Omar z 5. okręgu Minnesoty (jest jednocześnie pierwszym uchodźcą w amerykańskim parlamencie i pierwszą czarnoskórą kongreswoman ze swojego stanu) oraz Rashida Tlaib z 13. dystryktu Michigan (jej rodzice pochodzą z Palestyny). Najmłodszymi członkami Kongresu zostali reprezentująca 14. okręg Nowego Jorku Alexandria Ocasio-Cortez (29 lat, tym samym najmłodsza kobieta w historii wybrana do Izby Reprezentantów) oraz nowy senator z Missouri Josh Hawley (39 lat). Lucy McBath, aktywistka na rzecz kontroli broni, której syn został zabity u szczytu popularności ruchu Black Lives Matter, pokonała Republikankę Karen Handel w konserwatywnym 6. okręgu Georgii. Janet Mills została pierwszą panią gubernator (mimo wszystko dość postępowego) stanu Maine. Można chyba spokojnie rzec, że miniony wtorek był dla kobiet naprawdę dobrym dniem. Co więcej, Kyrsten Sinema została pierwszą panią senator z Arizony, a Stacey Abrams nadal ma szansę zostać pierwszą czarnoskórą kobietą w historii, która wygrała wybory gubernatorskie (o ile jej kontrkandydat, Brian Kemp, nie wygra jednak w pierwszej turze). Jeśli już mowa o mniejszościach, to Jared Polis, gubernator-elekt Kolorado, został pierwszym otwarcie homoseksualnym politykiem, którego wybrano na gubernatora. Około 40 milionów głosów zostało oddanych w tzw. early voting[1], co pobiło rekord z 2014 roku (około 39 milionów „wcześniejszych” głosów). Stany Zjednoczone się zmieniają na naszych oczach. Nadal rośnie polaryzacja, a tegoroczne zmagania Osłów ze Słoniami („maskotki” demokratów i republikanów) to jedynie preludium do, między innymi, wyborów prezydenckich, które odbędą się już za 2 lata.
1. Są to głosy oddawane wcześniej niż w dzień wyborów – wprowadzone celem zarówno uniknięcia kolejek do głosowania, jak i umożliwienia go tym, którzy akurat w dzień wyborów, zawsze drugi wtorek listopada, nie mogliby zagłosować.
Dodaj komentarz