Wojna hybrydowa na Białorusi
9 sierpnia 2020 roku na Białorusi odbyły się wybory prezydenckie. Wielu analityków zakładało, że niespodzianek nie będzie, bo prezydent Łukaszenka, który rządzi krajem od 26 lat, zdominował wszystkich głównych przeciwników. Jednak wydarzenia rozwijają się zgodnie z nieoczekiwanym scenariuszem. Aresztowano opozycjonistę Siergieja Tichanowskiego, a jego miejsce zajęła jego żona Swietłana, nauczycielka. Czy ta osoba w normalnej sytuacji mogłaby stać się symbolem zmiany?Najprawdopodobniej nie. Ale na Białorusi „mięśnie polityczne są napięte do granic możliwości”.
Wszyscy sąsiedzi, każdy na swój sposób, czekali na te wybory. Według białoruskich ekspertów Rosja miała własnych kandydatów na prezydenta, aby w razie ich zwycięstwa całkowicie wciągnąć kraj w swoją orbitę, na co Łukaszenka jednak nie pozwolił. Demokracje zachodnie czekały, aż Białoruś po wyborach rozpocznie drogę wejścia do Europy.
Dla samych obywateli kraju jest to trudny wybór między gładkimi drogami, obywatelami chronionymi społecznie, „stabilnością”, którą już znają, i „wolnością”, co do której nie są pewni. Przemawiając na wiecach w swoim poparciu w 9. dniu protestów, Łukaszenka wyraził się bardzo jednoznacznie: „Czy chcecie, żebyśmy się znaleźli w sytuacji jak na Ukrainie?”.
Sami Ukraińcy nie wiedzą, jak to się stało. Tutaj, na Ukrainie, wszyscy oczekują decyzji rządu o wprowadzeniu stanu wyjątkowego z powodu koronawirusa i odwołaniu wyborów samorządowych w październiku. Ale na Białorusi stan wyjątkowy należałoby ogłosić znacznie wcześniej, z uwagi na fakt, że jej przywódca poszedł w ślady prezydenta Ukrainy Janukowycza i zwrócił się do Rosji o pomoc po uświadomieniu sobie, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Pacyfikacja i rozproszenie demonstrantów tuż po wyborach tylko zaostrzyła falę protestów. Prezydent Łukaszenka okrzyknięty został „ostatnim dyktatorem w Europie”.
Ukraińscy analitycy od czasu do czasu twierdzą, że w żaden sposób nie popierają brutalnego tłumienia protestów, tak jak sam prezydent Łukaszenka, ale bardzo się boją, że jeśli zaczną uwydatniać się zachodnie wpływy, to na terytorium Białorusi pojawią się rosyjskie wojska, a to oznacza, że będą zlokalizowane 150 km od stolicy Ukrainy.
Drugim powodem do niepokoju jest osoba samej kandydatki opozycji. Wszyscy jednogłośnie twierdzą, że „brakuje jej cech przywódcy narodu”, jednak świat zachodni widzi w niej kandydatkę na przywódczynię, Łukaszenkę zaś ogłosił ją „persona non grata”. Czy Białoruś jest gotowa do przeżycia do wyborów prezydenckich? Tihanovskaya proponuje ich jak najszybsze przeprowadzenie pod przywództwem „regenta”. Czy ta krucha i nieśmiała kobieta będzie w stanie negocjować na równych warunkach z prezydentem Rosji, aby zatrzymać falę oburzenia własnego narodu?
Wróćmy ponownie do przykładów ukraińskich: ostatni Majdan nie doprowadził do władzy prawdziwych europejskich integratorów, ponieważ na Ukrainie „rządzą” oligarchowie, a integracja z Unią Europejską i NATO wcale im nie leży w ich interesach. W wyniku niespokojnej rewolucji Krym został zaanektowany i pojawiły się dwie quasi republiki Ługańska i Doniecka (LNR i DNR). Wszyscy argumentowali, że zwrot terytoriów to kwestia kilku miesięcy, tymczasem minęło już siedem lat, a działania wojenne na linii demarkacyjnej z separatystami nie ustały.
Czy Białorusini są gotowi na to, że w wyniku protestów przeciwko irytującego wszystkich Łukaszence, sytuacja nie zakończy się wyzwoleniem z opresji i początkiem integracji z Europą, a wręcz przeciwnie, Białoruś w pełni wróci do Rosji? Przecież celem rosyjskiego prezydenta jest zjednoczenie trzech narodów słowiańskich w jedną rodzinę. Czy zjednoczenie Białorusi z Rosją nie będzie jeszcze bardziej realnym zagrożeniem utraty proeuropejskiego kursu dla Ukrainy? Wiele zależy od tego, jak rozwinie się białoruski scenariusz. W końcu widzieliśmy już, że w ramach wojny hybrydowej praktycznie nie ma czysto siłowych metod rozwiązania konfliktu. Wiele zależy od wpływu na postrzeganie ludzi w określonej sytuacji. Przecież to nie przypadek, że na Białorusi możliwość korzystania z internetu była ograniczona przez wywierania nacisku na jego dostawców. Działalność Biełsatu i zagranicznych środków masowego przekazu jest blokowana, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się wpływów zagranicznych informacji. I co w tej sytuacji bynajmniej nie jest typowe, Białoruś znalazła się „między dwoma pożarami”, ale jak pokazały już przykłady historyczne: kiedy dwa duże ośrodki wpływów konkurują ze sobą o małe (10-milionowe) państwo, to ma ono ciągle szansę przetrwać i pójść własną drogą rozwoju. Jednak w tym przypadku istnieje duży problem w postaci braku głównego narodowego przywódcy. Przychodzą na myśl Wenezuela i dwaj prezydenci Guaidó i Maduro. Część światowej społeczności poparła jednego przywódcę, uznając go za prawowitego prezydenta, podczas gdy to ten drugi pozostał przy władzy. A cywilizowany świat nie mógł nic na to poradzić – oto cecha hybrydowych systemów sterowania.
Pozostaje jednak mieć nadzieję, że skoro Łukaszenka nie dopuścił do tego, żeby w kraju rządzili oligarchowie, Białoruś ma szansę na to żeby stać się częścią Europy.
Dodaj komentarz