Wyrównania szans
Na spotkaniu poświęconemu zagadnieniom bezpieczeństwa, zadano mi pytanie: Jak to się dzieje, że ktoś zajmujący się bronią może mówić o bezpieczeństwie? Nie było to pytanie złośliwe, było zupełnie naturalne, zadane przez człowieka uczonego i doświadczonego. Uświadomiło mi dosadnie, jak głęboko zakorzeniony jest w społeczeństwie pogląd, że broń jest przede wszystkim niebezpieczna. Wbrew nazwie, normalny obywatel Polski, o broni nie myśli w kategoriach przedmiotu przeznaczonego do ewentualnej obrony. Nie ma takiego automatycznego skojarzenia. Broń, to coś, czego należy się obawiać, a w czyimś ręku oznacza agresję.
Wydaje się to absurdalne. Jednak po chwili zastanowienia, wszystko układa się w logiczną i zarazem (cytując jednego z byłych premierów) porażającą całość. Przemoc jest zawsze obecna w każdej społeczności. Mamy z nią do czynienia od najmłodszych lat, nauczyciele biją dzieci, dzieci biją dzieci, dzieci biją nauczycieli, a później jest już tylko gorzej… Zmieniają się formy przemocy, czasami stają się nawet bardziej „cywilizowane”, ale są i nie można ich zupełnie wykluczyć z naszego otoczenia. Są, bo były zawsze i być muszą. Człowiek tak został wewnętrznie zorganizowany i zakodowany. Przemoc jest najtańszym sposobem osiągnięcia korzyści i rozwija się tam, gdzie się po prostu opłaca. A opłaca się w sytuacji, nawet względnej tolerancji, braku bezwzględnego potępienia i stosunkowo małej nieuchronności kary.
Broń, służy przede wszystkim do obrony i paradoksalnie potrafi „robić pokój”. Właśnie poprzez wprowadzenie elementu nieuchronnych, a przynajmniej bardzo prawdopodobnych, złych konsekwencji działań podejmowanych wbrew drugiemu człowiekowi. Wielokrotnie mówi się w społeczeństwach bardziej obytych z prawami w sposób naturalny przypisanymi do człowieka (honor, godność, nietykalność, własność, bezpieczeństwo, rodzina, obowiązek itp.), że „broń wyrównuje szanse”. To prawda. Pięćdziesięciokilogramowa, drobna niewiasta z lekkim rewolwerem S&W, nawet z bardzo krótką lufą, może skutecznie zweryfikować potrzeby stukilogramowego mężczyzny. Pod dwoma warunkami. Musi wiedzieć, co należy robić i musi być przekonana, że to, co robi jest słuszne i że tak właśnie powinno być. Czyli: musi mieć umiejętności i determinację.
Umiejętność obrony, czy nawet biegłego posługiwania się bronią, jest sprawą stosunkowo prostą. Jest to tylko kwestia poświęcenia pewnej ilości czasu i energii. Znacznie gorzej jest z determinacją, przekonaniem samego siebie, że wartości, których chce się bronić są słuszne.
W tym miejscu dotykamy delikatnej materii naszych polskich uwarunkowań. Mamy głęboko zakodowane wątpliwości. Czy, jeśli ktoś wymierzy ci policzek, to masz się „odwinąć”, czy może nadstawić drugi… Podobnie jest z bardziej miękkimi częściami ciała, o nich może nawet łatwiej zapomnieć… Czy jeśli szef oczekuje od swojej pracownicy (może nawet pracownika) czegoś więcej niż tylko świadczenia pracy, to czy tak ma być, bo stosunki feudalne, bo tradycja dziewek służebnych… bo równina wschodnioeuropejska i bliżej nam tam, niż gdzie indziej… a „urząd” też ma swoje potrzeby… i w gruncie rzeczy „pan” wcale nie jest taki zły, to „ludzki pan”…
Czy, jeśli „obrobią” ci dom, to… „widocznie tak było mi pisane”, „łatwo przyszło, łatwo poszło”, czy może jednak każda deska w tym domu kosztuje i na każdą trzeba było zapracować… jest twoja… Ostatnio coś się, być może, zmienia. Szczególnie „jeśli idzie o tę… no… godność…”. Każdy, nawet najzwyklejszy publiczny tłumok, nazwany publicznie „tłumokiem”, będzie publicznie bronił swojej tłumoczej godności. Najczęściej przed sądem, bo łatwiej swoją godność powierzyć w ręce ludzi bardziej uczonych i przez naturę lepiej predestynowanych do układania słów gładkich i adekwatnych, niż silić się na ripostę ciętą i dla przeciwnika dotkliwą. Jednak, nawet prosta „godność tłumocza” nakreśla pewien kierunek zmian. Z czasem będzie to ewoluowało i może za kilka pokoleń doczekamy się, że pojęcie obrony będzie znaczyło to, co powinno, a i broń znajdzie w nim swoje, zupełnie naturalne, miejsce.
Dodaj komentarz