Wywiad z prof. Itamarem Rabinowiczem, byłym ambasadorem Izraela w Stanach Zjednoczonych

Wywiad z prof. Itamarem Rabinowiczem, byłym ambasadorem Izraela w Stanach Zjednoczonych

An interview with Prof. Itamar Rabinovich, Israeli former Ambassador to the United States – English version

Wywiad z prof. Itamarem Rabinowiczem, byłym ambasadorem Izraela w Stanach Zjednoczonych i szefem zespołu negocjacyjnego z Syrią (1993–1996) podczas drugiej kadencji premiera Icchaka Rabina (1992–1995), byłym rektorem Uniwersytetu w Tel Awiwie (1999-2007), emerytowanym profesorem Departamentu Studiów Bliskowschodnich Uniwersytetu w Tel Awiwie, autor biografii premiera Icchak Rabin. Soldier, Leader, Statesman (2017).

Relacje izraelsko – amerykańskie od zawsze budzą dużo emocji. Wiele dzisiaj słyszymy o pro – izraelskim nastawieniu Donalda Trumpa i nietrudno zaleźć tego dowody – uznanie Jerozolimy jako stolicę Izraela, a Wzgórz Golan – za jego integralną część. A jak wyglądała ta sytuacja dwadzieścia lat temu, kiedy prezydenturę sprawował Bill Clinton, Bliski Wschód stał się jednym z głównych punktów jego polityki zagranicznej? Proszę potraktować to pytanie jako zachętę by opowiedzieć szerzej o swoim doświadczeniu jako ambasadora w Stanach Zjednoczonych oraz o tym jak postrzega Pan rolę dyplomaty we współczesnym świecie.

Przede wszystkim dzisiaj Bliski Wschód nie jest już regionem tak ważnym dla Stanów Zjednoczonych jak dwadzieścia, czterdzieści lat temu. Wtedy był istotny powodu dostaw ropy. Podczas trwania zimnej wojny był to obszar rywalizacji pomiędzy dwoma mocarstwami – USA i ZSRR. To także ważny punkt geopolityczny jako skrzyżowanie Afryki i Azji. Dzisiaj również obserwujemy pewne napięcia amerykańsko – rosyjskie, ale nie jest ta sama skala co podczas zimnej wojny. USA stały się bardziej niezależne w eksporcie ropy naftowej. Po zamachach z 11 września w Nowym Jorku ponownie zwrócono uwagę na to miejsce ze względu na zagrożenie terroryzmu pochodzące z Bliskiego Wschodu.

Prezydent Trump wykonał kilka przyjaznych gestów wobec Izraela, ale ma to wymiar bardziej symboliczny niż praktyczny. Stara się być rozjemcą, bo porozumienie pokojowe byłoby wielkim osiągnięciem podczas jego kadencji. Jednak plan na przyszłość musi być zrównoważony, bo zaakceptować go będą musieli nie tylko Palestyńczycy i Izraelczycy, ale także rządy innych krajów arabskich – Egipt, Arabia ​​Saudyjska czy Jordania. W czasach Clintona sytuacja wyglądała trochę inaczej. Kontynuował on politykę bliskowschodnią odziedziczoną po administracji Busha, kiedy to Amerykanie zaangażowani byli w rozwiązanie konfliktu w Zatoce Perskiej po inwazji na Iraku na Kuwejt. Po upadku Związku Radzieckiego pojawiła się kolejna okazja odnalezienia rozwiązania dla konfliktu bliskowschodniego i taki był powód zorganizowania konferencji w Madrycie w 1991 roku. Bliski Wschód był jednym z wyższych priorytetów politycznych Clintona. Warren Christopher, jego Sekretarz Stanu, odbył około dwudziestu podróży na Bliski Wschód. Również osobiste relacje między prezydentem Clintonem a premierem Icchakiem Rabinem były naprawdę głębokie i autentyczne. Jednym z najważniejszych aspektów mojej placówki dyplomatycznej w Waszyngtonie była możliwość bycia świadkiem tej przyjaźni. Stosunki pomiędzy Clintonem a Rabinem były zdecydowanie głębsze na płaszczyźnie międzyludzkiej niż te dzisiejsze pomiędzy Trumpem a Netanjahu, bardziej formalne i uzależnione od warunków politycznych.

Od kilku lat obserwujemy konflikt w Syrii – sytuacja jest na przemian raz spokojniejsza, raz bardziej napięta, ale jedno jest pewne – wojna wciąż trwa, a kraj jest zdestabilizowany. W latach dziewięćdziesiątych Izrael miał dwie opcje – negocjacje z Syrią lub Palestyńczykami. Ponieważ środowiska prawicowe i religijne protestowały przeciwko oddaniu sąsiadowi Wzgórz Golan, skupiono wysiłki na drugim rozwiązaniu. Co jeszcze zawiodło? Jakie były jeszcze inne ważne okoliczności tych negocjacji?

Prawica protestowała przeciwko obu tym porozumieniom, bo oba oznaczały dla Izraela ustępstwa terytorialne. Polityka Rabina była tak naprawdę skoncentrowana najpierw na zawarciu pokoju z Syrią. Konflikt izraelsko – syryjski jest prostszy w zrozumieniu, bo jest konfliktem terytorialnym – właśnie o wspomniane Wzgórza Golan, a nie narodowościowym, jak pomiędzy Izraelem a Palestyńczykami. Zdaję sobie sprawę że dzisiaj może to zabrzmieć niezbyt realnie, bo Syria jest państwem zniszczonym i osłabionym z powodu kilkuletniego intensywnego konfliktu, ale w latach 90. była postrzegana jako silne państwo z ważnym i szanowanym przywódcą – Hafizem Al – Asadem. Tymczasem Palestyńczycy nie mieli własnego państwa, mieli za to problematycznego przywódcę – Jasira Arafata. Uprzednie zawarcie porozumienia z Syrią wydawało się bardziej rozsądne i logiczne. Problem z Asadem polegał na tym, że odmawiał on konkretnego sprecyzowania co rozumie przez pojęcie pokój. Jako pierwsi zaproponowaliśmy całkowite wycofanie izraelskiej armii ze Wzgórz Golan, ale kwestia ta nie była omawiana w dalszych negocjacjach, które szły bardzo opornie i powoli. W tym samym czasie ruszyły rozmowy w Oslo i zdecydowano o podążaniu tą drogą, a o Syrię pomartwić się później.

Rozmowy w Oslo zaczęły się od kanałów nieoficjalnych. Dwaj izraelscy naukowcy – Dr Yair Hirschfeld i Dr Ron Pundak potajemnie spotkali się w Londynie z przedstawicielami Organizacji Wyzwolenia Palestyny, aby następnie dotrzeć do Jasira Arafata i zaaranżować rozmowy pod auspicjami rządu w Norwegii. To nie jest chyba powszechnie znana historia? Czy dzisiaj, w dobie mediów społecznościowych, kiedy politycy tak chętnie dzielą się swoimi przemyśleniami na Twitterze, opinia publiczna ma stały dostęp do internetu, a dziennikarze żądają nowych materiałów i sprawozdań, możliwe jest utrzymanie takich rzeczy w tajemnicy?

Byli oni częścią większej układanki. Dostali pozwolenie od rządu i działali jako emisariusze z jego polecenia. Na przestrzeni lat podejmowano wiele prób i wysiłków aby nawiązać sensowny dialog z Palestyńczykami i tym razem to się udało. Istniały dwie ścieżki przygotowywania porozumień – nieoficjalna w Oslo i oficjalna w Waszyngtonie, zakończone słynną ceremonią na trawniku przed Białym Domem. Oczywiście, w latach 90. internet nie był jeszcze tak rozwinięty jak dziś, więc utrzymywanie pewnych informacji przez jakiś czas z dala od mediów nie było tak dużym wyzwaniem, ale dzisiaj także jest to możliwe. Za dobry przykład może posłużyć porozumienie amerykańsko – irańskie z 2015 r. w sprawie irańskiego programu jądrowego które przygotowywane było w tajemnicy w Omanie. Zatem wciąż jest to wykonalne, choć bez wątpienia trudniejsze w realizacji.

Panie profesorze, ta rozmowa nie byłaby kompletna gdybym nie zapytała o Pana relację z premierem Icchakiem Rabinem podczas jego drugiej kadencji, w bez wątpienia najważniejszym momencie jego politycznej kariery – próbie osiągnięcia pokoju.

Rabin nie był przywódcą charyzmatycznym, ale cieszył się szacunkiem wśród Izraelczyków. Był osobą bystrą i otwartą, ale przede wszystkim doświadczoną, Prywatnie był raczej nieśmiały i zamknięty w sobie. W polityce zdecydowanie lepiej wychodziło mu to, co nazywamy w słowniku terminów politologicznych nazywamy policy (procedura, strategia i zasady zarządzania państwem), a nie politics (sprawowanie władzy przez państwo w różnych dziedzinach życia np. polityka zagraniczna, społeczna, finansowa, itd.). Jego druga kadencja (1992 – 1995), pomimo tak tragicznego końca, była bardziej obfita w sukcesy niż pierwsza (1974 – 1977). Ze współpracy z nim wyniosłem same pozytywne doświadczenia – wymagał lojalności i szczerości od swoich współpracowników, ale sam ofiarował to samo.

Z przykrością i niepokojem obserwowałem rosnącą kampanię nienawiści i podżegania skierowaną przeciwko niemu, ale także innym politykom pracującym z nim. Możemy się tylko domyślać co by się stało gdyby do zabójstwa nie doszło. Być może zostałby wybrany na reelekcję w 1996 r. i doprowadził rozmowy z Arafatem do ostatecznego statusu. Jego śmierć była niewątpliwym ciosem dla procesu pokojowego i całego kraju, szczególnie dla izraelskiej demokracji. Samo podżeganie już stanowiło dla niej wyzwanie i niebezpieczeństwo.

W rozmowie dla portalu internetowego The Times of Israel z 2017 r. powiedział Pan, że zabójstwo Rabina nie było odosobnionym, pojedynczym wypadkiem w izraelskiej historii, ale rezultatem licznych skoordynowanych działań podżegających do nienawiści i dyskredytacji działalności jego oraz jego pracowników. To nie jest odosobniona opinia. Wielu polityków mniej lub bardziej zaangażowanych w ten proces kontynuowało swoje kariery bez poczucia winy.

Należy jasno rozgraniczyć – jeśli chodzi na przykład o premiera Netanjahu, to nigdy personalnie nie zachęcał aby kogokolwiek zamordować. Problemem było to, że ze strony bardziej zachowawczych polityków opozycji zabrakło jasnego odcięcia się od ekstremizmu i potępienia takich działań. Członkowie ruchu Kahane i partii Kach (istniejącej w latach 1971 – 1994 ultraortodoksyjnej organizacji i partii politycznej, zdelegalizowanej przez Izraelski Sąd Najwyższy z propagowanie treści rasistowskich antyarabskich oraz działania terrorystyczne), stali się później członkami Knesetu. Na przykład Itamar Ben Gvir – zasłynął z tego, że wystąpił przed kamerami telewizyjnymi z emblematem ukradzionym z samochodu rządowego którym poruszał się Rabin i powiedział: Dotarliśmy do jego samochodu, dotrzemy też do niego. Dzisiaj jest parlamentarzystą z partii Otzma Yehudit. Oczywiście nie jestem z tego zadowolony i wiem nie jestem jedyny. Więcej takich przykładów można znaleźć w mojej książce (Yitzhak Rabin. Soldier, Leader, Statesman z 2017 r.). a także w filmie dokumentalnym Rabin In His Own Words Ereza Laufera z 2015r., złożonego z niepublikowanych wcześniej prywatnych materiałów.

Zaledwie miesiąc temu odbyły się wybory do Knesetu, które można chyba uznać rywalizację pomiędzy dwoma kandydatami. Czy w obliczu permanentnych zagrożeń przed jakim stoi Izrael słuszne jest założenie, że Izraelczycy pokładają większe zaufanie w armii i polityce o nastawieniu bardziej jastrzębim niż gołębim, reprezentowanej przez bardziej pro – pokojowe ugrupowania? Czy w takim wypadku w najbliższej przyszłości może pojawić się rząd który zdecyduje się dać szansę pokojowi – tak jak Rabin opisał swój kabinet podczas ostatniej przemowy na Placu Królów Izraela w Tel Awiwie 4 listopada 1995 r.? Przecież próba osiągnięcia pokoju to zawsze ryzyko, a jego historia najlepiej to pokazuje.

Obywatele wielu krajów chcą mieć silnego i odpowiedzianego lidera który zadba o bezpieczeństwo kraju. Analizując scenę polityczną Izraela, nietrudno zauważyć że większość jej przywódców posiadało imponujące zaplecze wojskowe. Ludzie przyzwyczaili się do tego. Nastroje polityczne także wędrują w stronę prawicy lub centrum. Powodami są właśnie wymienione już zagrożenia płynące z Iranu, Libanu, Syrii i Gazy. Ludzie martwią się o to i stąd tendencja do bycia bardziej jastrzębiami niż gołębiami, bez szczególnych nadziei na porozumienie pokojowe.

Pokój jest zawsze wyzwaniem. Rabin powiedział: Pokoju nie zawiera się z przyjaciółmi, ale z wrogami. Egipt, zanim Begin i Sadat podpisali układ w 1979 r. w Camp David, był dla nas wrogiem. Jordania, przed porozumieniem Rabina i króla Hussaina, także nim była. Dzisiaj jesteśmy sąsiadami z ustabilizowanymi stosunkami. Podczas drugiej wojny światowej Polska była okupowana i gnębiona przez nazistowskie Niemcy. Dzisiaj jesteście razem w Unii Europejskiej i NATO, pracujecie razem. Jeśli będziemy patrzyli tylko w przeszłość, będziemy w niej także żyli. Nawet w życiorysie politycznym Rabina znajdziemy dobry tego przykład. Był żołnierzem, szefem sztabu wojska który podbijał Zachodni Brzeg, ale w pewnym momencie jego kariery przyszła refleksja i wyzwanie w postaci zawarcia pokoju, ponieważ pojawiły się sprzyjające temu okoliczności. Świat naprawdę się zmienia i wszystko co się dzieje ma znaczenie. Dzisiejszy plan bliskowschodni prezydenta Trumpa i decyzje premiera Netanjahu także mają wpływ na przyszłe porozumienie mamy nadzieję zawrzeć.

Ostatnie pytanie odnosi się do Pana bogatej kariery akademickiej. Spędził Pan wiele lat w jako profesor historii Bliskiego Wschodu na Uniwersytecie w Tel Awiwie oraz jako gość na uczelniach amerykańskich. Jest Pan autorem licznych publikacji poświęconych tematyce bliskowschodniej, specjalizuje się Pan w Syrii. Jak powinny przebiegać takie studia? Jak objaśniać studentom skomplikowaną, dynamiczną i złożoną rzeczywistość regionu jakim jest Bliski Wschód? Jak widzi Pan przyszłość tego obszaru nauki?

Studia bliskowschodnie są gałęzią obszerniejszej dziedziny jaką są tzw. area studies – studia regionalne. Termin ten pojawił się po II wojnie światowej, z której Stany Zjednoczone wyszły jako potężny gracz na międzynarodowej scenie politycznej. Zdano sobie wówczas sprawę, że potrzeba ekspertów specjalizujących się w różnych częściach świata. Zaczęto inwestować więcej w tego typu studia. Wcześniej studiowanie Bliskiego Wschodu było związane badaniami and orientalizmem – dzisiaj oczywiście ten termin nie cieszy się już takim powodzeniem ze względu na swoją przeszłość i skojarzenia z kolonializmem. Kraje, które posiadały swoje kolonie na Bliskim i Dalekim Wschodzie oraz Afryce, mają też dłuższą tradycję badań na tymi regionami, tak jak Wielka Brytania (słynny londyński SOAS), Francja, Niemcy czy Dania. Ludzie zorientowani w tym temacie, znający też przede wszystkim języki orientalne, pracowali dla rządów i służb wywiadowczych.

Dzisiaj area studies stwarzają wiele możliwości dla studentów i badaczy, bo bazują na innych dziedzinach, takich jak historia, politologia czy stosunki międzynarodowe. Istnieją osobne wydziały i kierunki studiów dedykowane Bliskiemu Wschodowi ale w badaniach można swobodnie poruszać się między nimi. Podczas przygotowywania swojego doktoratu na UCLA oficjalnie byłem zarejestrowany na wydziale historii, ale swoje zainteresowania skupiłem właśnie na tematyce bliskowschodniej. To również nieco problematyczny obszar badań, szczególnie narażony na upolitycznienie. Istnieje wiele wizji o tym jak należy o nim nauczać. To pole dla akademickich bitew, kontrowersji, pytań i dyskusji. Obfituje w budzące emocje zagadnienia, takie jak relacje izraelsko – arabskie, turecko – ormiańskie, irańsko – arabskie. Ale niewątpliwą zaletą jest to że ludzie wciąż chcą uczyć się i rozumieć region wciąż tak istotnym dla świata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

Skip to content